niedziela, 1 września 2013

Rozdział 11 - Wisienka na torcie.





Minęły dwie godziny. Rubi wciąż nie było, za to a ja byłam coraz bardziej przekonana, że ta żmija nas wykiwała. Choć się nie odzywałam, to miałam ochotę potrząsnąć Samem, który wciąż czekał i czekał, jak dziecko na pierwszą gwiazdkę. Zacisnęłam usta w wąską linie i sięgnęłam po butelkę wody mineralnej. Odkręciłam zakrętkę i zrobiłam spory łyk, zerkając przy okazji na Deana, który w ciszy czyścił swojego Taurusa. Jego części kolejno poukładał na białej szmatce, dzięki czemu przy składaniu nie pomyli się i sprawnie złoży całość do kupy. Zdążyłam zauważyć, że czyścił broń zawsze, gdy był wściekły. Stronił od okazywania emocji, dlatego najczęściej tłumił wszystko w sobie, by potem wybuchnąć. Jeśli intuicja mnie nie myli, już niebawem wybuchnie i to jak bomba nuklearna.
-Mówiłaś coś, Gen? – Usłyszałam kpiący głos Ruby.
Spojrzałam za ramie i dostrzegłam jak stoi w progu, uśmiechając się przebiegle. W dłoni trzymała sznur, na końcu którego znajdował się przywiązany brunet. Był nieprzytomny, zakrwawiony i mogłam się założyć, że mężczyzna, którego demon opętał, już nie żyje.
-Co tak długo? – Warknął poirytowany Sam, podchodząc wolno do dziewczyny.
-Nie wszyscy są tak rozmowni – odparła, wzruszając ramionami.
-Mam uwierzyć, że ten jest? – Rzuciłam drwiąco.
-Dla chcącego nic trudnego.
-Dajcie go na dół – odezwał się, Bobby, przerywając tym samym gadkę demonicy, która zamierzała znów się odezwać.
Sam wziął do ręki sznur i chwycił demona, ciągnąc go za sobą. Dean nie zamierzał brać w tym udziału. Uważał, że wszystko, co robi Ruby, jest podszyte jadem. Osobiście popierałam jego stronę, ale musieliśmy mieć czarnookiego, a tylko ona była na tyle perfidna, żeby ściągnąć tu jednego ze swoich przyjaciół. Po za tym, mnie wszyscy znali i unikali, trudno było mi któregoś napotkać.
-Dean, może ty się nim zajmiesz? – Spytała, zerkając przez okno.
-Wal się – warknął wściekły, na co brunetka zaśmiała się i pokręciła w rozbawieniu głową.
-Ja to zrobię – odezwałam się, po czym po prostu odwróciłam się i zeszłam do piwnicy, gdzie Sam przywiązywał mężczyznę do krzesła. Siedział w samym środku pentagramu, więc nic mi nie groziło. Na stoliku obok leżała księga z egzorcyzmami, fiolka święconej wody, a także sól i srebrny sztylet. Demon wciąż był nieprzytomny, więc na dobry początek musiałam go doprowadzić do stanu użyteczności. Chwyciłam fiolkę wody i odchyliłam głowę mężczyzny do tyłu. Wlałam mu zawartość buteleczki do gardła i już po chwili rozległ się przeraźliwy wrzask.
-Suko! – Wrzasnął, plując krwią.
-Gorzej mnie nazywano – mruknęłam, podchodząc do stolika i zabierając sztylet.
Przez moment bawiłam się ostrzem, po czym pochyliłam się nad mężczyzną i szepnęłam mu do ucha;
-Gdzie jest Abaddon?
Zerknął na mnie kątem oka i zaśmiał się.
-Nie chcesz żeby wiedzieli, – odgadł – chcesz sama go dopaść.
-To jest sprawa między mną, a nim. Okłamywał mnie i ja chce wiedzieć, jaki udział w tym bajorze mieli mieć łowcy.
-Śmieszna jesteś. Chyba nie sądzisz, ze powiem, gdzie jest? Zabije mnie.
-Tak czy siak zginiesz – wzruszyłam ramionami – albo to będę ja, albo on i szczerze mówiąc, na twoim miejscu wolałabym zginąć z rąk łowcy niż demona, którzy wyrwie ci flaki.
Przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
-Gdzie on jest? – Powtórzyłam.
Nie otrzymałam odpowiedzi, dlatego wbiłam ostrze w jego dłoń. Zawył, klnąc siarczyście. Wlepił we mnie czarne ślepia i ciężko dyszał. Wiedziałam, że go rozjuszyłam, ale to jeszcze nie był koniec. Musiałam znać odpowiedź na pytania, które nie dawały mi spokoju.
-Gdzie! – Wrzasnęłam.
-Wyluzuj.
-Spadaj, Rubi – warknęłam, nawet na nią nie zerkając.
-Chłopcy mnie przysłali. Dean się martwi. – powiedziała, a ja mimowolnie zerknęłam w jej stronę – Tym spojrzeniem potwierdziłaś, że coś do niego czujesz.
-Odwal się – znów odwróciłam się w stronę demona i wyjęłam sztylet. Oblałam go wodą święconą i posypałam solą. Przecięłam skórę na policzku bruneta i chwyciłam go za gardło.
-Mów – powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Jest w szkole – wychrypiał.
-Po, co mu łowcy?
-Mieli być pożywką dla demonów, naczyniami, dzięki którym zdeklasuje Lucyfera. – Warknął, a do mnie wszystko zaczęło docierać. Szkolił nas i wybrał najlepszych, bo byliśmy idealnymi naczyniami. Dzięki nam, mógłby zabić Lucyfera. Na tym mu zależało, tego pragnął i to było punktem kulminacyjnym.
- Spiritus immundi, ungularum suarum emittite paulatim iram. – Zaczęłam wymawiać egzorcyzm, nie zwracając uwagi na wrzaski demona. - Domina, persona carnis ossisque, toti mundi, trepidationais pennarum, tu appellatus vir, veritas et mensura....
Ciało mężczyzny zsunęło się odrobinę. Rzuciłam księgę i sztylet na stolik na niewielki stolik. Minęłam krzesło, na którym siedział martwy brunet, a następnie wyszłam, trzaskając drzwiami. Wróciłam do salonu i wzięłam głębszy wdech. Po chwili do naszej czwórki dołączyła Rubi, która zdawała się być rozbawiona świetnym żartem. Naprawdę coś we mnie pękło! Uderzyłam ją w twarz, a ona chwyciła się za policzek i ściągnęła brwi. Zamachnęła się, jednak Dean chwycił jej rękę i ją wykręcił, odpychając demonicę do tyłu.
-Co sie stało? – Spytał Bobby, ignorując moje zachowanie.
-Abaddon wybierał najlepszych, bo mieliśmy być naczyniami.
-Dla demonów? Ale, po co? – Odezwał się Sam.
-Mieliście racje. Chodzi o Lucyfera… - opadłam bezwładnie na zagraconą sofę i dodałam - On chciał nas wykorzystać i zabić Lucyfera.
 -Nikt do klatki nie może wejść, a tym bardziej wyjść. – Wtrąciła wściekła Rubi – Razem z Lilith muszą go wypuścić, żeby potem, używając was, matoły, mogli go zabić.
-Chcą przejąć panowanie nad piekłem – dodałam cicho.
-Brawo bystrzaku – klasnęła w dłonie i sięgnęła po butelkę whisky.
Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam się w stronę Deana, który wciąż stał za Rubi, będąc w gotowości. Widział, że coś nie gra. Uniósł pytająco brew i już zamierzał się odezwać, ale ubiegłam go;
-Musze się przewietrzyć – rzuciłam szybko.
Nie zdążyli nic powiedzieć, po prostu wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się, aby mieć pewność, że nikt nie zerka przez okno. Przeszłam na tyły domu i ruszyłam w głąb złomowiska. Będąc całkowicie na osobności westchnęłam i stanowczo wezwałam Castiela. Nie musiałam długo czekać. Szybko pojawił się obok. Wpatrywał się we mnie błękitnymi oczyma, zastanawiając się zapewne, czego znowu chce. Zmrużyłam oczy i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Wyjaśnij mi wszystko. – Warknęłam – I nie chrzań mi tu o przeznaczeniu, o tym, że nie możesz mi nic zdradzić! Gadaj, co jest grane? Abaddon i Lilith chcą uwolnić Lucyfera, żeby go zabić. W czym jest problem? Nie tego chcą anioły?
-Nie o to chodzi. Chodzi o Apokalipsę. Musi do niej dojść. To przeznaczenie. – powiedział, spoglądając na mnie znacząco – Po prostu musi. 
-Anioły chcą Apokalipsy? – Wykrztusiłam.
-Tak, to część Boskiego planu – powiedział.
-Czy ty w ogóle wiesz, co mówisz? – jęknęłam, nie dowierzając – Chcecie zniszczyć świat? Anioły?!
-Nie rozumiesz, jesteś tylko człowiekiem.
-Człowiekiem?! – Wrzasnęłam i poczułam silny podmuch wiatru – Jestem córką anioła! I nie pozwolę, abyście razem z demonami doprowadzili do Apokalipsy!
-Ty nie masz tu nic do gadania, Gen. – powiedział.
-Jednak mam. To ja jestem wam potrzebna, to Deana wyciągnąłeś z piekła. Macie wobec nas plany, więc to nas dotyczy. Winchester dziś dowie się o wszystkim, jeśli nie od ciebie to ode mnie. Należą mu się wyjaśnienia tym bardziej teraz – rzekłam, biorąc głęboki wdech.
-Wobec ciebie nie mamy żadnych planów. – wyjawił – Ty miałaś trzymać się blisko nas, bo gdyby Abaddonowi udało się ciebie... Przeciągnąć na swoją stronę, zabicie Lucyfera byłoby kwestią czasu.
To mnie zwaliło z nóg. Nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić. Oparłam się o bok samochodu i przeczesałam włosy palcami. Castiel nie spuszczał mnie z oka, aż w końcu nie spodziewanie uderzyłam go w twarz i odeszłam. Wiedziałam, co zamierzam teraz zrobić i nikt, nawet ten cholerny anioł, mnie nie powstrzyma. Kiedy weszłam na ganek drzwi otworzyły się, a na zewnątrz wyszedł Dean. Zauważył moją złość i zanim zdążyłam do niego podejść, zamknął drzwi i zastawił mi wejście.
-Co jest?
-Na pewno chcesz wiedzieć? – odparłam, wlepiając wzrok w szmaragdowe oczy chłopaka.
-Gen? – delikatnie chwycił mnie za ramiona.
-Chodź – pociągnęłam go za sobą.
-Masz gust w plenerze jest zajebiście – zaśmiał się, próbując rozładować atmosferę.
-Nie uznaj mnie za wariatkę. – zaczęłam – Wiem, kto wyrwał cie z piekła.
-Demony?
-Nie demony. – mruknęłam zirytowana – Ale... Anioły.
-Ta jasne, a może papa smerf.
-Mówię serio. Oni chcą Apokalipsy. Z jakiś powodów potrzebują cie i to ty... To ty złamałeś pierwszą pieczęć.
-Co ty pieprzysz? – Na jego czole pojawiła się lwia zmarszczka. Wściekłam go, ale jednocześnie zaniepokoiłam.
-Nie mogłam o tym mówić. Zabronili mi. – szepnęłam – Wmawiali mi, że mam się was trzymać, że jestem im potrzebna, a tak naprawdę nie chcieli, żebym wróciła do Abaddona. Uważają, że dzięki temu mógłby z łatwością zabić Lucyfera.
-Niby jak?
-Nie mam pojęcia!? Oni są tacy sami! Niczym się nie różnią od demonów – westchnęłam.
-Ale anioły? One nie istnieją – powiedział – Żaden łowca ich nie widział.
-No, dobrze się ukrywali – wzruszyłam ramionami.
-Miałaś siedzieć cicho – drgnęliśmy.
Tuż obok stanął Zachariasz. Dean nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia, wiec jak każdy łowca w jego sytuacji, automatycznie wyjął broń i wycelował w blondyna. Oddał kilka strzałów, jednak kule po prostu wsiąknęły w ciało mężczyzny. Winchester ze zdumienia otworzył szeroko oczy, choć i tak chciał kolejny raz strzelić. Anioł zablokował Taurusa i siłą woli wyrwał go z dłoni chłopaka.
-Wyciągnąłem cie z piekła, więc i ja mogę cie tam wsadzić – powiedział spokojnie Castiel, który towarzyszył swojemu zwierzchnikowi.
-Pieprzenie kotka za pomocą młotka – odparł szatyn, jednak widząc minę mężczyzny, wywrócił teatralnie oczami.
-Gen mówi prawdę. – powiedział Zachariasz – Ty i twój brat macie w tym wszystkim istotne role do odegranie. Ale póki, co róbcie wszystko, aby Lilith i Abaddon nie zabili Lucka.
-Ta, bo chcecie doprowadzić do Apokalipsy, macie racje...
-Jeśli Abaddon przejmie piekło wszystko się zmieni. Porządek świata zostanie zachwiany.
-Jasne, bo Apokalipsa niczego nie zmieni – zakpiłam.
-Apokalipsa jest przeznaczeniem i czy chcecie czy nie, musi do tego dojść. Musicie robić, co wam każe.
-Wal się – warknął Dean.
-Spokojnie lalusiu – zaśmiał się Zachariasz – Twój brat powinien trzymać się z daleka od Rubi, tak na marginesie. Radze ci go pilnować, bo będziemy musieli mu przeszkodzić.
-A podobno jest wam potrzebny – podchwyciłam.
-Bo jest, ale jednego Winchestera można zamienić innym.
-Wiecie, co? Mam was w dupie i nie zamierzał robić tego, co chcecie – powiedział Dean, na co Zachariasz go unieruchomił.
-Jesteś tego pewien? To twoja wina. Ty wszystko zacząłeś.
Widziałam jak szatyn przymyka powieki i próbuje się uspokoić. To go bolało. Był prawym człowiekiem i nie mógł znieść, że to z jego winy ma dojść do Apokalipsy... Choć, jeśli uda nam się dorwać Lilith i Abaddona, nim uwolnią Lucyfera z klatki...
Tak. Musimy zabić tą dwójkę, a wtedy wszystko pozostanie bez zmian.
 -Dobrze. Zrobimy, co chcecie – skłamałam, a niewidzialny uścisk na szyi Deana zelżał.
-Dobra dziewczynka – kąciki ust Zachariasza wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. Miałam ochotę nafaszerować go ołowiem, ale wiedziałam, że to i tak nic nie da. Spojrzałam kątem oka na Cassa. Przyglądał mi się uważnie, jak gdyby próbował doszukać się w moim zachowaniu kłamstwa. Byłam dobrą aktorką i doskonale wiedziałam, że mi uwierzy...
Dla tej dwójki moje zapewnienie było wystarczające. Zniknęli chwile później, a szatyn zmroził mnie spojrzeniem.
-Musiałam skłamać. – wyjaśniłam – Mam plan i mam w głębokim poważaniu pierzastych.
-Ale wciąż nie wiemy, w jaki sposób ty miałabyś im pomóc w zabiciu Lucka.
-Nie wiem i nie chce wiedzieć. Nie będę marionetką... – Powiedziałam, po czym dodałam cicho – Dean, naprawdę mi przykro.
-Że to moja wina? Wyobraź sobie, że mi też.
Przygryzłam wargę i dotknęłam jego twarzy, pochylając się nieco. Musnęłam jego usta, a on dobrą chwile po prostu stał zdumiony. Dopiero, gdy się odsunęłam, chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Wplótł palce w moje włosy i wsunął język w rozchylone usta. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, który mieszał się z wonią skórzanej kurtki. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, zapominając o aniołach i tej pieprzonej Apokalipsie. Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Zawsze byłam samowystarczalna. Nie potrzebowałam faceta, bowiem żaden nie mógł mi zapewnić bezpieczeństwa. Byłam kobietą i w głębi duszy zawsze pragnęłam szczęścia. Byłam samotna, ale nigdy tego nie okazywałam. Będąc łowcą nie możesz kochać, nie możesz się przywiązywać. To jak kodeks, a każdy złamany paragraf kończył się śmiercią. Dzisiejszy dzień był jak przejażdżka na kolejce górskiej. A to, do czego przed momentem doszło, było jak wisienka na torcie.
Kiedy usłyszeliśmy szczekanie, Rumsa oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w kierunku domu. Światło na gangu zapaliło się, a drzwi odrobinę uchyliły. Przypomniałam sobie o pozostałych łowcach. Nie chciałam dawać Rubi powodu do kpin i tak miałam ochotę ją rozszarpać – a musiałam póki, co sobie darować. Oblizałam spierzchnięte wargi i ruszyłam za Deanem.
-Co im powiemy? – spytałam.
-Chcesz się chwalić szczegółami? – uśmiechnął się ironicznie.
-Nie o tym mówię! – klepnęłam go w ramie – Tam jest Rubi, nie ufam jej. Musimy to załatwić w dyplomatyczny sposób.
-Jasne, ja się tym zajmę.



*
W tej części jest duuużo dialogów, ale też wszystko się wyjaśniło i mamy „wisienkę na torcie” ;)





15 komentarzy:

  1. Czyli Abaddon potrzebował łowców, aby mogli zostać naczyniami, co pewnie ułatwiłoby zabicie Lucyfera. No nie powiem, nieźle to sobie wykombinował, jego plan był całkiem sensowny i pewnie, gdyby tylko wypalił, piekło miałoby nowego pana. W dodatku, gdyby miał Gen po swojej stronie, pewnie mógłby wszystko znacznie przyśpieszyć.
    Dobrze, że Dean wreszcie poznał prawdę o istnieniu aniołów, a także swoim uwolnieniu z piekła, chociaż dowiedział się także o złamaniu pieczęci, co nim wstrząsnęło. Ale przy okazji miał możliwość zobaczenia Castiela, co już mnie bardzo cieszy, chociaż ich relacje póki co nie są nawet bliskie tych koleżeńskich ;>
    Rozwalił mnie tekst Deana o chwaleniu się szczegółami ich pocałunku, ten to zawsze musi z czymś wyskoczyć xD
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :) Plan mu nie całkiem wypalił, ale jak widać, nie przeszkadza mu to.
      A no, tutaj Castiel jest jeszcze taki oschły... że tak to nazwę ;)
      Tak, doszłam do wniosku, że Dean mógłby takim tekstem rzucić ;)

      Usuń
  2. Nie wiem czy to przez szkołę, czy może coś innego, ale naprawdę... Nie mam weny na jakiś dłuższy, konstruktywny komentarz. Przepraszam. Na zachętę dodam, że rozdział jak zawsze wyszedł ci fajny. Dean wie o aniołach, uwolnieniu z Piekła i pieczęciach, znamy plan Abaddona. Czekam na następny. Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, ja czasami też jestem tak... przymulona haha ;)

      Usuń
  3. Nareszcie moment, na który pewnie wszyscy czekali, a przynajmniej ja:D Ale po kolei...
    Castiel i reszta aniołów są dupkami, że tak oszukiwali Gen. Ale to już chyba leży w ich naturze:) A co do planu Abaddona to wiedziałam, że coś takiego planują razem z Lilith. Teraz czekam już tylko aż dojdzie do konfrontacji Abaddon i Lilith kontra Gen i Winchesterowie.
    Oczywiście końcówka najlepsza:) Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ciekawe co to za moment haha ;P Oj Cass jest reformowany, wiec spoko ;)

      Usuń
  4. Ah ta wisienka na torcie... Przyznaje, że mnie zauroczyła i tak w ogóle z góry chciałabym cię przeprosić, że pojawiam się tak późno. Jakoś ostatnimi czasy nie tylko robię sobie wszędzie zaległości, ale też nie potrafię wziąć się za pisanie. Pomijając jednak nieistotne, a przechodząc do tego, po co się zjawiłam: Rozdział bardzo mi się podoba, chociaż czasem miałam wrażenie, że wkradły ci się w tekst literówki. Niestety nie przytoczę ci ich teraz, bo rozdział przeczytałam kilka dni temu, ale mimo wszystko muszę ci powiedzieć, że zdołałaś mnie wciągnąć, tym bardziej, że Gen w końcu wyjawiła chociaż część prawdy. Jakby nie było wciąż nie powiedziała wszystkiego, ale i tak sytuacja zaczyna być coraz bardziej klarowna. Poza tym zadziwiająco łatwo dziewczynie udało się okłamać anioły - cóż ma najwidoczniej naprawdę niezłe zdolności i bardzo przydatne. Zastanawia mnie tylko, jak ona chce ich pokonać? Wybrała sobie trudny cel, ale i tak z niecierpliwością (zapewne przez to jeszcze większą) będę oczekiwać aż go zrealizuje, albo zwyczajnie zrobi jakiś konkretny krok ku decydującej rozgrywce. Eh... Rozdział mógłby być jeszcze dłuższy, szczególnie ze względu na tą "wisienkę", ale ja już tu siedzę cicho i czekam na kolejny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi :) A literówki no faktycznie mogą być, bo nie pamiętam czy sprawdzałam ten rozdział przed publikacją (tak to jest jak sie pisze trzy rzeczy na raz ;D )

      Usuń
  5. Koocham parę Gen i Dean, ale powiem ci szczerze, że wyobrażam ją sobie nieco inaczej. Ale to nie przeszkadza. W każdym razie mi nie przeszkadzało podczas pocałunku. xd I wiesz co? Cieszę się, że trzymasz się charakterów postaci. Dean jest niemal identyczny. Zachowałaś jego żarty i teksty, od których często kwiczałam ze śmiechu i dlatego wielki szacun, bo wiem, że to trudne. Sama kiedyś próbowałam i mi nie wyszło, także gratuluję!
    Grr, jak ja nie lubię Rubi. Nigdy nie przepadałam za nią w serialu i nie przepadam za nią tutaj. To już chyba nigdy nie ulegnie zmianie. Cieszę się również, że zaczęłaś wyjaśniać pewne sprawy. Nie wiem dlaczego, ale tutaj nie lubię Castiela. Może z czasem on się zmieni, a może tak się nie stać.
    Nie przejmuj się, ze dużo dialogów. To dobrze. Tak naprawdę nie mam ostatnio weny na czytanie ciężkich opowiadań, dlatego cieszę się, że twoje takie nie jest. Sprawdza się wyśmienicie, kiedy ma się pustkę w głowie. To jest komplement - naprawdę.
    Pozdrawiam, Wellesie

    ksiezycowa-przeszlosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie ja też inaczej ją sobie wyobrażałam, ale z drugiej strony nie chciałam tego przeciągać. Ale nie będą cukierkowi. Owszem, jeden o drugiego będzie się martwił itd, ale kłótnie będą częste ;)
      Bardzo dziękuje! Tak z Deanem jest problem zwłaszcza jeśli to Twój ulubieniec. Czasami trudno jest wymyślić coś odpowiedniego. Rubi, choć miała zniknąć szybko, zostanie dłużej bo mam wobec niej inne plany ;) Tak, Castiel tutaj przypomina tego z czwartego sezonu... no początku czwartego sezonu, gdzie nie myśli, tylko wykonuje wszystko automatycznie, ale zmieni się, to na pewno ;)
      Dziękuje ;) Choć zdarza mi się myśleć, że pisze beznadziejnie, to mimo wszystko lubię to i uważam, że czasem przekombinowane opowiadania, gdzie tak naprawdę co drugie słowo jest niczym wyrwane ze słownika, jest przesadą.

      Usuń
  6. Wróciłam! :D I czas na nadrabianie zaległości, a mam tego trochę.
    Ruby działa na mnie, jak płachta na byka. Mam nadzieję, że dość szybko Gen odstrzeli jej tą parszywą buźkę. Uu.. Gen jest groźna. Po kiego grzyba Ruby miesza się w przesłuchanie Gen. Niech ona ją ukatrupi, prooooszę :D Kurczę, ale Abbadon wymyślił plan – całkiem sensowny, jak na demonicznego du… wiesz :) Prawy sierpowy Gen był genialny :) Castiel dlaczego musisz być teraz tak zakochany w tych rozkazach, które do niczego nie prowadzą? Obudź się! No nieźle… Gen zrobiła się mega bojowa. Dobrze, że powiedziała o wszystkim Deanowi. Powinien wiedzieć. Boooskie zakończenie :D Dyplomatyczne działania i Dean? To będzie ciekawe. Czekam na kolejną część. Pozdrawiam i jednocześnie informuję, że na losy-lowców i Dortmund-story pojawiły się nowe rozdziały, na które serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sie zastanawiałam co sie z Tobą dzieje, już myślałam, że nas zostawiłaś :P
      No zmartwię Cie bo mam plany wobec niej ;P Ta Dean i dyplomatyczne działania... pozostawmy to bez komentarza :D

      Usuń
    2. Zostawić? W życiu :D Za bardzo to lubię, aby od tak przestać pisać :) A działo się trochę - ale już jestem :D
      Mam nadzieję chociaż, że jak już dojdzie do jej eliminacji to będzie ją to booooleć :D i to bardzo :)
      Hahah już nie mogę doczekać się dyplomacji Deana :D

      Usuń
    3. No wiesz nigdy nic nie wiadomo ;P
      No łaskotać jej to nie będzie hahaha ;D

      Usuń
  7. U mnie pojawił się nowy rozdział:)
    Pozdrawiam i serdecznie zapraszam:*

    OdpowiedzUsuń