niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 14 - Szkatułka.





W Illinois panowała wichura. Niebo było granatowe, a spod ciemnych chmur przebijał się zbłąkany promień słońca. Co rusz do naszych uszu dochodziły werble deszczu, który znacznie utrudniał prowadzenie wozu. Dean zatrzymał się na poboczu, aby odczekać ulewę, po czym znów ruszył. Pogoda zmieniała się diametralnie w ciągu kilku minut. Teraz, słońce prażyło niemiłosiernie, odbijając blask od mokrego asfaltu, aby po chwili znów nadeszło oberwanie chmury. Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem czegoś podobnego. Byłam pewna, że łaski są w pobliżu.
-Zatrzymajmy się gdzieś – powiedziałam, na co chłopak przytaknął głową i skręcił w najbliższą alejkę.
-Nie wiem, od czego zacząć – stwierdził, drapiąc się po głowie.
-Zarezerwuj pokój, ja wezmę parę rzeczy – powiedziałam, chcąc zbyć Deana i wezwać Castiela.
O czym myślę? Skoro jestem po części aniołem, powinnam wyczuwać łaski. Przynajmniej tak mi się wydaje, choć mogę się mylić.
Winchester kiwnął potakująco głową i wszedł do niewielkiego budynku. Upewniłam się, czy nikt mnie nie obserwuje, po czym cicho wymówiłam imię anioła. Po krótkiej chwili Cass pojawił się tuż obok mnie. Przyglądał się mi uważnie, zapewne nie bardzo rozumiejąc, czego od niego chce. W końcu odchrząknęłam i rzuciłam okiem w stronę wejścia do motelu. Zza szyby doskonale widziałam szatyna, ale z kolei nie chciałam żeby on widział jak rozmawiam z Cassem. Chwyciłam bruneta za rękę i pociągnęłam za sobą.
-O, co chodzi? – Spytał wyraźnie zdziwiony moim zachowaniem.
-Jestem po części aniołem, tak?
-Tak, jesteś aniołem i...
-Mniejsza o to. – przerwałam mu kiwnięciem ręki - Powiedz mi... Czy w takim razie ja... No wiesz mam jakieś umiejętności?
-O łaskę? W zasadzie masz łaskę, jak każdy anioł. Jednak nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie, co do samych mocy. Czasami osoby tobie podobne posiadają wszystkie anielskie umiejętności, ale innym razem są kompletnie ich pozbawione.
-Czyli nie wiesz – westchnęłam.
-To wszystko może się w tobie obudzić, ale wcale nie musi.
-A czy mogę wyczuć łaski innych aniołów?
-To coś naturalnego, więc myślę, że tak – przyznał.
-Jak to zrobić?
-Musisz po prostu nakierować swoje emocje na odpowiedni tor.
Zmrużyłam oczy i zapewne wyglądałam jakbym się próbowała nad czymś intensywnie skupić, co oczywiście nie bardzo mi wychodziło, zdając sobie sprawę z tego, że Dean w każdej chwili może mnie nakryć na... Spiskowaniu z Castielem. W gruncie rzeczy ten anioł nie był taki zły, był nawet znośny, o ile był sam i mógł logicznie samodzielnie pomyśleć. No, ale w tej chwili nie był zbyt pomocny, bo sama musiałam się skupić... Ale moment, skoro ja potrafię wyczuć łaski, to niby, dlaczego oni nie mogą nam podać na nie namiarów?
-Właśnie przyszło mi coś do głowy. – warknęłam, co zbiło z tropu bruneta – Skoro ja wyczuwam łaski, wy też możecie to zrobić, więc dlaczego nie powiecie nam, gdzie one do cholery są?! Wiesz ile czasu byśmy zaoszczędzili?!
-Te łaski są inaczej... Skonstruowane. – mruknął - Anioły nie potrafią ich wyczuć, ale ty jesteś w połowie człowiekiem, wiec to, co innego...
-Powiedzmy, że rozumiem – skrzywiłam się i raz jeszcze próbowałam się skupić.
-Myśl o tym...
Wywróciłam teatralnie oczami i westchnęłam pretensjonalnie. Nic mi nie wychodziło, a skupianie się nad łaskami było totalnym nieporozumieniem, choć wewnątrz czułam wyraźnie siłę... Ale nie mogłam jej w żaden sposób zlokalizować.
-Na pewno tu są, ale nie wiem gdzie – odezwałam się.
-Muszę iść – odparł i zniknął. Odwróciłam się i w tedy zamarłam. Dean stał z kamienną twarzą, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Był wściekły i rozgoryczony, oczekiwał wyjaśnień. Powinnam była wcześniej z nim o tym porozmawiać, a tak... Dowiedział się o wszystkim przez przypadek.
-Przepraszam, nie wiedziałam jak ci to powiedzieć – wyszeptałam, na co szatyn odwrócił się napięcie i zniknął za budynkiem.
-Idiotka – warknęłam do siebie i ruszyłam za chłopakiem. Winchester wsiadł do Impali i odpalił silnik, potem ruszył skręcając na główną drogę.

Miły kolejne godziny. Martwiłam się o Deana, nie wiedziałam dokąd pojechał, ani co zamierza zrobić. Myśl o tym, jak bardzo go zawiodłam, była dołująca, jednak nie mogłam wyjawić mu prawdy. Nawet ja tego nie pojmowałam. Nie chciałam wydzwaniać do Winchestera, wiedząc zarówno, że nie odbierze jak i, że potrzebuje chwili na przemyślenia. Bezczynne siedzenie jeszcze nikomu nie pomogło, więc w końcu postanowiłam przejść się do najbliższego baru, aby porozmawiać z miejscowymi.  
Kilka przecznic od motelu znajdował się bar Rubin. Weszłam do niego i od razu uderzył mnie fakt, że jest on całkowicie pusty. Tylko młoda barmanka stała za ladą i ze znudzeniem przeglądała gazetę. Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do dziewczyny. Na mój widok wyraźnie się ożywiła, odłożyła gazetę w kąt i zwróciła;
-Co podać?
-Hamburgera i cole – powiedziałam, na co barmanka krzyknęła moje zamówienie w stronę kuchni, skąd dochodziły odgłosy krzątania.
-Zawsze tak tu tłoczno? – mruknęłam.
-Jeszcze trochę i splajtujemy – odparła, krzywiąc się.
-To może jednak nie chce tego hamburgera...
-Nie o to chodzi, jeszcze tydzień temu bar był pełen, ale coś się zmieniło. Ludzie nagle stali się pobożni.
-Czyli, że co? – uniosłam pytająco brew, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
-Gdyby mogli zamieszkaliby w kościele. Nawet rudy Joe, siedział za zdewastowanie cmentarzy, a teraz? Bawi się w apostoła, łazi od domu do domu i próbuje ludzi nawracać.
Czyli już wiem, gdzie szukać łask. Nieźle to wykombinowali, w końcu nikt nie wpadłby na to, że demony mogą je ukryć w kościele. Ciekawe jak udało im się nawrócić bezbożników, co takiego im zrobili, co obiecali. Przypuszczam, że ci wszyscy ludzie mają za zadnie trzymać z daleka łowców, którzy niebawem pojawią się w mieście, w końcu trudno nie zauważyć tego, co dzieje się z pogodą.
Wróciłam do motelu i zastałam Deana siedzącego przy stoliku i gmerającego w Internecie.
-Martwiłam się – powiedziałam cicho, na co Winchester posłał mi lodowate spojrzenie, jedno z tych, które serwuje tym wszystkim potworom, na które polujemy.
Jeszcze nie jest gotowy, pomyślałam.
-Wiem, gdzie są łaski – nic nie odpowiedział, więc kontynuowałam – demony ukryły je w kościele.
Po tych słowach po prostu wstał, chwycił za kluczyki i wyszedł. Zdumiona wybiegłam za nim i zauważyłam, że wsiada do wozu. Wpakowałam się na siedzenie pasażera. We wnętrz czuć było silną woń alkoholu, więc wnioskowałam z tego, że Dean postanowił rozjaśnić sobie umysł procentami. Nie byłam pewna czy chce, aby Winchester prowadził, jednak nim zdążyłam coś powiedzieć, szatyn ruszył z piskiem opon.
-Co zamierzasz zrobić? Oni używają ludzi, jako żywe tarcze – powiedziałam.
-No nie wiem... ty mi powiedz, to twój drugi dom – odparł kpiąco.
-Daruj sobie. – warknęłam – Nie mówiłam ci tego, bo sama dowiedziałam się niedawno, po za tym to nie sprawia, że czuje się wyjątkowa. Jestem tą samą idiotką, która zaufała Abaddonowi.
-Gen... – nie wiedział co powiedzieć, wciąż był wściekły i widziałam w jego oczach, że jeszcze moment a wybuchnie.
-Po prostu przepraszam. Nie ufam im, ale tego, kim jestem nie zmienię – powiedziałam na koniec.
Po pięciu minutach zatrzymał samochód przed starym kościołem. Tak jak przypuszczałam na placu jak i tuż przed wejściem stała spora grupka osób. Najprawdopodobniej we wnętrz jest ich jeszcze więcej, dzięki czemu Lilith nie będzie musiała ingerować w nasze pojawienie się. To jednak było dla nas ogromnym problemem, bowiem są to tylko ludzie... Głupi, bo głupi, ale ludzie. Jak więc mieliśmy dostać się do środka i odebrać łaski?
-To nie będzie łatwe – podsumowałam.
-Idź tyłem, jakoś odciągnę ich uwagę – powiedział, na co przytaknęłam głową i ruszyłam wzdłuż ogrodzenia.
Wątpiłam w nasze umiejętności, nie mogliśmy zabić ludzi, i demony o tym doskonale wiedziały. Byliśmy w trudnym położeniu, z jednej strony nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy odebrać Lilith łaski, ale z drugiej, jak mamy to zrobić? Nie wejdziemy tam nie zauważenie, demony na pewno wyprali mózgi tym wszystkim ludziom, którzy teraz staną murem za Lilith. Sytuacja była poważna, tylko krok dzielił demonice od złamania kolejnej pieczęci.
Przechodząc na tyły kościoła dostrzegłam niedużą wieżyczkę połączoną z zakrystią. Nikt jej nie pilnował, więc stwierdziłam, że raz kozie śmierć. Niepostrzeżenie wyłoniłam się zza potężnych krzaków i podeszłam do drzwi. Pomajstrowałam chwilę przy klamce i po chwili weszłam do środka. Ku mojemu zadowoleniu znalazłam się w archiwum kościoła. Na jednej ze ścian znajdowała się mapa, która pokazywała korytarze ciągnące się niemal pod tutejsze domostwa. Jeden z nich prowadził do pomieszczenia, które oznaczone były, jako X. Może moja nadzieja była wyjątkowo głupia, jednak cichutko wierzyłam, że właśnie tam znajdziemy łaski.
W pewnej chwili do moich uszu doszły krzyki, wrzaski i odgłosy bijatyki. Nawet nie chciałam wiedzieć, co się dzieje, ale byłam niemal stuprocentowo pewna, że Dean właśnie w ten sposób odwraca uwagę demonów. Drzwi, prowadzące do zakrystii były zamknięte, nie miałam czasu bawić się zamkiem, dlatego wyjęłam broń i strzeliłam. Kiedy wybiegłam z zakrystii zobaczyłam jak tłum ludzi napiera na Winchestera, który stara się odpierać każdy atak, choć tak naprawdę opadał z sił. Musiałam coś zrobić. Strzeliłam w sufit i przypadkowo trafiłam w żyrandol, który z rumorem spadł na podłogę, roztrzaskując się na tuzin maleńkich kawałków. Cała uwaga skupiła się teraz na mnie, a ja w końcu mogłam przyjrzeć się Deanowi. Był zakrwawiony, ale jeszcze miał na tyle siły, aby utrzymać równowagę.
-Urocze – ktoś zaklaskał i zaśmiał się gorzko. Odwróciłam się i zobaczyłam wysoką blondynkę stojącą na schodach. Trzymała w dłoni niewielką szkatułkę, która na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniała. Przypuszczałam jednak, kim jest dziewczyna i czego strzeże. Lilith miała w garści łaski i właśnie chciała je zniszczyć. Zrobiłam krok w jej stronę, ale wtedy ruszyła dłonią, a ja jak szmaciana lalka zostałam odrzucona do tyłu, uderzając w uchylone drzwi. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a ból głowy był niewyobrażalny, miałam wrażenie, że jeszcze chwila a zwymiotuje. Jęknęłam przeciągle i zadarłam głowę, wzrokiem szukając szatyna.
-Gen? – Dean próbował się do mnie dostać, ale grupka ludzi chwyciła go za ramiona i powaliła na ziemię.
-Nie bądźcie tacy... Tragiczni – powiedziała blondynka.
-Zamknij się suko – warknął Dean, a kiedy to mówił, potężny mężczyzna uderzył go w łopatki.
Pomyślałam o tym, jak bardzo chciałabym stanąć teraz twarzą w twarz z Lilith i pokazać jej, że ludzie nie są słabymi, bezbronnymi istotami, gdy w pewnej chwili poczułam silne mrowienie, przez ułamek sekundy nic nie widziałam, a gdy otworzyłam oczy stałam przed demonicą, która w kompletnym zdumieniu nie wiedziała, co zrobić. Odruchowo pchnęłam ją do tyłu. Zachwiała się, jednak zdołała utrzymać się w pionie. Znów się zamachnęła, lecz nie zdołała mnie odrzucić. Coś ją blokowało, a ja, choć nie miałam zielonego pojęcia jak to robię, byłam w tej chwili szczęśliwa, że wciąż żyje.
Uśmiechnęłam się prowokacyjnie i zrobiłam krok do przodu. Lilith bynajmniej nie atakowała, chwyciła święcę i podpaliła szkatułkę, a potem po prostu rozpłynęła się w powietrzu. W kościele rozległ się szelest, a zdumione szepty mieszały się z głośnymi krzykami, zdumionych, oszołomionych ludzi. Szkatułka płonęła, a wraz z nią łaski. To koniec, kolejna pieczęć złamana. Jesteśmy beznadziejni.
-Gen? – poczułam na ramieniu dłonie Winchestera.
-Schrzaniliśmy – podsumowałam słusznie.
-Tak, ale wiemy teraz, że Lilith się ciebie boi.
-Co?
-Zwiała, obawia się ciebie – powiedział.
-Przecież nic jej nie zrobiłam – wzruszyłam ramionami.
-Po pierwsze stałaś tam – wskazał dłonią drugi koniec kościoła – teraz jesteś tu, a po drugie blokowałaś ją. Nie jesteśmy na spalonej pozycji.
-Zachariasz nie będzie szczęśliwy.
-Chrzanić go. Wracajmy do Singera, musimy w końcu ogarnąć sprawę z Samem, bo bez niego i tak możemy sobie w dupe to wszystko wsadzić.
-Miejmy nadzieje, że doszedł do siebie – westchnęłam i ruszyłam za chłopakiem. Pomogłam mu iść, bo wciąż nieco się chwiał. Zaproponowałam, że poprowadzę, ale Dean ostatecznie stwierdził, że sobie poradzi. Tylko jedna rzecz w tym całym popapranym dniu wyszła nam na dobre... Dean o wszystkim wie, a teraz najwyraźniej przekonał się do mojego pochodzenia i nie sprawia mu to teraz takiego problemu....


*
Ostatnio mam coraz mniej czasu. Próbuje być na bieżąco, ale i tak zdarza mi się wpadać do was z opóźnieniem. Mam nadzieje, że nie macie mi tego za złe :(