środa, 1 maja 2013

Rozdział 3 - Wspomnienia.





Bobby pozwolił mi się zatrzymać u siebie na tą jedną noc. Nigdy tego nie robiłam - dla własnego bezpieczeństwa - ale tym razem uznałam, że skoro anioł mnie tu wysłał, to coś jest na rzeczy. Nie chciałam pałętać się po jego mieszkaniu, dlatego niemal cały dzień spędziłam w salonie i przeglądałam stare księgi. Zbiory, które posiadał naprawdę zapierały dech w piersiach. Gdybym miała choć trochę więcej czasu, to przeczytałabym wszystko od A do Z.
Łowca raczej nie zwracał na mnie uwagi. Od czasu do czasu zadał jakieś pytanie z serii, jak to możliwe, że tyle lat niczego się nie domyśliliście? Nie miałam zamiaru się mu tłumaczyć, choć faktycznie, gdy słyszy się coś takiego, człowiek zaczyna zastanawiać się, czy jest naprawdę tak głupi. Po za tym, Singer najwyraźniej nie przepadał za obcymi w swoim domu, ale z drugiej strony nie okazywał w stosunku do mnie niechęci. Po prostu mnie olewał, od tak.
Jeden z telefonów mężczyzny zaczął uporczywie dzwonić. Zwlekł się z miejsca i podszedł do komórki, która leżała na stoliku, przede mną.
-Singer... Przejdź do konkretów Garth – mruknął, drapiąc się po skroni – mówisz, że to nie jedyny taki przypadek? Masz coś jeszcze? Dobra nie ważne, dzięki.
Zerknęłam na niego ukradkiem. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili przeniósł na mnie wzrok i odchrząknął znacząco.
-Abaddon stworzył jeszcze jedną taką „szkołę”. W Minnesocie – oznajmił.
-Ale on nigdy nie wyjeżdżał na dłużej jak parę dni – odparłam zdumiona.
-Ponieważ to wy byliście bardziej cenni i was chciał wyszkolić osobiście, tamci byli szkoleni i wypuszczani na łowy tylko w okolicach miasta.
-Po cholerę?
-Nie pytaj mnie. Wiem tylko tyle, że niektórzy z tamtych odeszli, jak dotarły do nich wiadomości o tobie. Reszta została i jest teraz pilnie strzeżona.
-Szkoli łowców, ale przecież to samobójcza misja. Co on chce osiągnąć?
-Powinnaś odnaleźć dzieciaki z Minnesoty. Skoro pozostali są pilnowani jak w Alcatraz, to ci, którym udało się zwiać powinni wiedzieć coś więcej.
-Dzięki Bobby – podniosłam się z miejsca, ale zanim zdążyłam chwycić za swoje rzeczy, mężczyzna zatrzymał mnie.
-Gdzie ty idziesz? – Mruknął, sięgając po butelkę whisky, którą prawie już opróżnił.
-Znaleźć ich – wzruszyłam ramionami, nie bardzo rozumiejąc, o co mu w ogóle chodzi.
-Otaczają mnie sami idioci – burknął do siebie, na co ja uniosłam brwi i nieświadomie zrobiłam naburmuszoną minę.
-Chce się dowiedzieć, dlaczego Abaddon szkoli łowców i jaki ma w tym interes. – Rzuciłam.
-Ja też. Tak się składa, że to nie jest jakiś kretyn z rozdroża. Jeśli planuje nas wszystkich wybić, to wolałbym o tym wiedzieć. – Stwierdził całkiem słusznie. Tylko, dlaczego tworzyłby nowych łowców, gdyby chciał ich potem zabić? Jakieś nowe hobby?
-Powiedziałabym ci, gdybym się czegoś dowiedziała.
-Wybacz, ale wole się tym zająć sam.
-Wybacz, ale to nie twój biznes. Poprosiłam cie o pomoc, bo zostałeś mi polecony.
-Kompromis.
-Kompromis.
Opadłam na sofie i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, czekając aż łowca coś zaproponuje. Nie musiałam długo czekać, choć nie tego się spodziewałam;
-Jutro wrócą Sam i Dean, pojedziecie razem do Minnesoty i może uda wam się pogadać z którymś dzieciakiem.
Miałam jechać z Winchesterami? Nie ufał mi i ja to całkowicie rozumiem, ale przecież potrafię zrobić coś tak banalnego. Po za tym, to oni otworzyli wrota piekieł i to przez nich demony podobne do Abaddonan pałętają się po ziemi. Kto tu jest bardziej szkodliwy?
-Mogę to zrobić sama. – Żachnęłam się, ale on i tak miał to gdzieś.
-Nie bierz tego do siebie, ale połowę życia mieszkałaś z demonem – no cóż, takiemu argumentowi trudno jest się sprzeciwić.
Nic nie odpowiedziałam, westchnęłam zrezygnowana i sięgnęłam raz jeszcze po starą książkę, którą do tej pory przeglądałam. Kartkowałam pożółkłe strony szukając natchnienia. Niestety, nie miałam pojęcia, od czego zacząć. O Abaddonie wiedziałam wystarczająco wiele i bynajmniej nie były to pocieszające informacje, choć i tak zawsze lepiej jest wiedzieć, że twój były opiekun to jeden z najbardziej ześwirowanych demonów. Nie dawała mi spokoju ta sprawa z Minnesota i dlaczego, akurat to my byliśmy „tymi cenniejszymi”, jak określił to Singer.
Nigdy nie czułam się wyjątkową, pozostali zapewne też nie. Każde z nas straciło rodziców i wtenczas byliśmy w stanie uwierzyć każdemu. Niestety los tak chciał, że na naszej drodze pojawił się Collins. W zasadzie nie jestem pewna, czy to był los... Jeśli jednak to wszystko było zaplanowane... Byłby tak perfidny, by wmawiać nam, że obce demony zabiły naszych rodziców, podczas, gdy to on za tym wszystkim stoi? Cóż, do tej pory nie miał żadnych zahamowań moralnych. Z resztą trudno się dziwić i wymagać od demona, aby był moralny.
-Jak zginęli twoi rodzice? – z zamyśleń wyrwał mnie głos Bobby’ego, który pochylał się nad mapą.
-Byłam w szkole, jak wróciłam znalazłam ich martwych. Gdy dorosłam, przeczytałam protokół z oględzin. Policja nie wskazała sprawcy, ale dokładnie opisali jak zmarli. Oboje mieli rozszarpane wnętrzności – odparłam nie odwracając wzroku od książki. Wiedziałam, że jeśli na niego spojrzę, to wybuchnę płaczem. Żadne dziecko, nie powinno doświadczać czegoś takiego.
-Brzmi jak piekielne bydle. – Rzucił, na co ja cicho mruknęłam pod nosem. - To trochę dziwne. Miałaś dziesięć lat, pozostali również, a wasi rodzice wyglądali jak drapaczki dla kotów.
-Pakt? – Nawet nie chciałam tego brać pod uwagę, ale miał racje... To się samo nasuwa na myśl.
-Na twoim miejscu znalazłbym tego demona. On ich nie zabił, ale będzie wiedział, kto przetrzymywał umowy. Nie wiem jak tobie, ale mi to wszystko śmierdzi.
-Sądzisz, że Abaddon to zaplanował? Podjudzał do zawarcia umowy, a potem przychodził po swoją zapłatę. Po nas. – Przeczesałam włosy palcami i tym razem to ja sięgnęłam po whisky.
-Układy z tymi przygłupami zawsze kończą się tak samo. Mógł, co prawda nie powiedzieć im tego wprost. Wiele naiwniaków się na to łapie. Obiecują im kasę, sławę, a po dziesięciu latach przychodzi na nich czas.
-Ale, dlaczego nasi rodzice w ogóle zawierali te układy? Co się takiego działo?
-Być może nigdy się tego nie dowiemy. Teraz bardziej zastanawia mnie czy wybierał swoje ofiary z jakiś szczególnych powodów, czy po prostu łapał, co popadnie.
-Jadę do Minnesoty, a potem do Wisconsin – zerwałam się z miejsca i chwyciłam skórzaną kurtkę.
-Po, co do Wisconsin?
-Tam jest mój rodzinny dom. Nie został sprzedany, może znajdę coś na strychu.
-Nie liczyłbym na to. Jeśli coś tam było, to Abaddon na pewno już dawno zatarł ślady. – Odparł, przyglądając mi się uważnie.
-Spróbuje.
Nie czekałam na jego odpowiedź. Wyszłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Jedyne, o czym teraz myślałam, to znalezienie odpowiedzi na jedno zasadnicze pytanie. Dlaczego zawarli ten cholerny pakt? Nikt normalny nie robi tego, od tak. Musiało coś się stać. Coś, co ich zmusiło do tego. Byłam pewna, że w domu znajdę, choć część odpowiedzi. Przynajmniej miałam taką nadzieje.


Nieco zmieniłam plany.
Postanowiłam najpierw odwiedzić rodzinne miasto. Nie chciałam z tym zwlekać, bo prawdopodobnie mogłabym stchórzyć. Bałam się przekroczyć próg domu, bo oczami wyobraźni widziałam, martwych rodziców. Dlatego nigdy tu nie przyjeżdżałam. Obiecałam sobie, że to miejsce będzie ostatnim, jakie odwiedzę. Nie sądziłam, że tak szybko przyjdzie mi złamać daną sobie obietnicę.
To zdumiewające, ale pamiętałam niemal każdy zaułek, każdą alejkę, każdy budynek. Minęłam szkołę, do której uczęszczałam w dzieciństwie. Teraz otaczały ją wysokie topole, które w ramach prac społecznych na biologii, mieliśmy posadzić. Kawałek dalej był park, a w nich potężna fontanna, z której wiecznie tryskała woda. Sznur sklepów w starej kamienicy dodawał uroku miastu, które bądź, co bądź było piękne.
Jechałam główną drogą, aż dotarłam do alei Waszyngtona. Skręciłam w prawo i dzięki temu, że nie błądziłam, po chwili parkowałam na podjeździe. Kilka minut spędziłam gapiąc się w stary, dość zaniedbany dom, który w moich wspomnieniach wyglądał zupełnie inaczej. Bluszcz piął się po ścianach wschodniej i północne. Dzikie róże rozrosły się, a trawnik szpeciły chwasty. W oknach wisiały ciemne firanki, przez które nie można było niczego dostrzec. Było mi zwyczajnie głupio, bo choć wciąż posiadałam klucze, to od dnia, gdy Abaddon mnie stąd zabrał, nie zajrzałam tu nawet przejazdem. Nie byłam w stanie. A dom niszczał i niszczeć będzie dalej.
Weszłam na ganek i wcisnęłam klucz w dziurkę. Chwilę męczyłam się przekręcając zardzewiałą klamkę. W końcu pchnęłam drzwi, a mnie uderzył zapach wilgoci i kurzu. Kaszlnęłam i zaciągnęłam się świeżym powietrzem, które wpadło do pomieszczenia. Ruszyłam korytarzem, rzucając kątem oka spojrzenie na kuchnie. Niektóre meble były zdezelowane od starości. Płyty i fronty szafek zaczęły pękać i odpadać. Na kuchence wciąż stały garnki, na których mama tego dnia pichciła obiad. Nic się nie zmieniło. Nikt tu nie zaglądał i nikt nie zajął się domem. Nie mieliśmy bliskiej rodziny, która mogłaby wziąć na siebie opiekę nad domem, nie wspominając o tym, że nikt nawet nie zainteresował się moim zniknięciem. Policja wszczęła śledztwo, które zamknięto po dwóch latach...
Nie chciałam spędzać tu więcej czasu, niż tego wymagała sytuacja. Po prostu się przeliczyłam. Wspomnienia były wciąż żywe, wciąż tak wyraźne. To było zbyt bolesne nawet dla mnie... a może tym bardziej dla mnie? W każdym razie szybkim krokiem weszłam po schodach. Przechodząc obok mojego pokoju, coś mnie skusiło, aby tam zajrzeć. Mimowolnie uśmiechnęłam się widząc, ukochane pluszaki wpatrujące się w okno z mojego łóżka. Na stoliczku stała różowo-kremowa ramka w kształcie misia, a w niej fotografia przedstawiająca mnie i rodziców. Byliśmy uśmiechnięci, i tacy pełni życia. Schowałam przedmiot do torebki i sięgnęłam po wisiorek, który dostałam od Lory i Dona na urodziny. Teraz to moje jedyne pamiątki.
Najpierw weszłam do sypialni. Łóżko nie było pościelone, a materiał zaczął się rwać. Z biegiem lat wszystko niszczeje, podobnie jest duszą człowieka, gdy chęć zemsty nią kieruje. Wiedziałam o tym, aż za dobrze. Czasami boje się, że po śmierci trafię na dół - w końcu robie rzeczy, które nawet mnie przerażają - ale wtedy przypominam sobie o tych wszystkich ludziach, którym pomogłam i dochodzę do wniosku, że odwalam całkiem dobrą robotę, za którą być może przyjdzie mi słono zapłacić. 
Wiedziałam, że pod łóżkiem mama trzymała pudełko, a w nim dokumenty i przedmioty, których nie mogłam dotykać. Zawsze byłam ciekawa, co też tam się kryje, jednak – o dziwo, – jako dziecko, byłam bardzo posłuszna. Nigdy, nawet „przypadkiem”, do niego nie zajrzałam. Tym razem uznałam, że mogę właśnie tam odnaleźć odpowiedź na moje pytania. Uklękłam i pochyliłam się zerkając pod łóżko. Warstwa kurzu była wręcz obrzydliwa. Zaśmiałam się cicho widząc brudne skarpetki taty. Gdyby mama o tym wiedziała, co dałaby mu popalić. Pochyliłam się jeszcze bardziej i wtedy w prawym roku zauważyłam zielone pudełko. Położyłam się i wsunęłam, sięgając dłonią coraz dalej.
Cichy, ale jednak dość wyraźny szmer zbudził moją czujność. Raptownie wysunęłam się spod łóżka i sięgnęłam po broń. Odbezpieczyłam pistolet i bezszelestnie wyszłam z sypialni. Nikt nie miał prawa tu być. Nikt, prócz demonów Abaddona. Tylko on mógł przypuszczać, gdzie mnie szukać. Zastanawiałam się ilu ich może być, gdy kątem oka dostrzegłam dwie sylwetki. Mężczyźni zerkali ciekawsko do kuchni, potem do salonu, gdzie ja się nie odważyłam wchodzić. Podeszłam bliżej schodów, a podłoga zaskrzypiała. Oczy nieznajomych zwróciły się w moją stronę. Obaj trzymali broń, co wydało mi się dziwne. Demonom broń raczej nie jest potrzebna... Cóż, może ta dwójka idzie z duchem czasu?
-Liczę do trzech i radze wam stąd spadać, póki grzecznie proszę...

~*~
Taaa.... zabłysłam inteligencja ;) Dodałam rozdział 4 zapominając o 3, ale już to naprawiłam :D



12 komentarzy:

  1. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak mam wrażenie, że tymi mężczyznami na końcu rozdziału wcale nie są demony, a po prostu Sam i Dean. No cóż wydało mi się dziwne, że po tym, jak Bobby stanowczo zabronił jechać dziewczynie samej, tak po prostu jednak pozwolił jej odejść, wiedząc, gdzie się wybiera. Dlatego też mam wrażenie, że wysłał "posiłki", jeśli tak to można ująć:)
    Ogólnie historia coraz lepiej się zarysowuje, a co za tym idzie? Jest coraz ciekawiej. Zazdroszczę ci tego, że potrafisz prowadzić tyle historii na raz i nie dość to dodawać rozdziały znacznie częściej ode mnie. Też bym chciała tak umieć! Ale cóż ja chyba jestem zwyczajnie zbyt leniwą istotką, która chcę robić 10 rzeczy na sekundę, a i tak ostatecznie rzuca się na łóżko i zamyka oczy.
    Rozdział świetny, co prawda aż do końcówki trochę taki spokojny, ale takie też lubię. Dzięki nim zdobywam więcej informacji na temat opowiadania i lepiej wczuwam się w to, co jest przedstawiane :)
    PS: Cieszę się, że nowy wygląd mojego bloga przypadł ci do gustu. Jakoś tak od dłuższego czasu miałam na dysku komputera obrazek, który jest teraz w nagłówku i właśnie dziś coś mnie natchnęło, aby go wykorzystać. Gorzej było doprać kolor tła i inne, ale jakoś poszło :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha posiłki to dobre określenie ;) Dobrze kombinujesz i tak, to są chłopcy :)
      Ciesze się i to bardzo :) Pisze mi się tą historie bardzo przyjemnie i odpukać mam kilka pomysłów. Jakoś daje radę, bo mam na każdym blogu po dwa rozdziały do przodu, gdyby nie to to byłabym martwa. Szkoła, szkolenie psa, zbliżająca się wystawa, szukanie pracy tyle tego... ale pisanie mnie uspokaja, więc pisze kiedy mam czas :)No ale wiesz kiedy mam sie zabrać za naukę do egzaminów to zawsze wolę siąść do komputera ;)

      Te kolory tła to faktycznie jest problem, czasami człowiek się więcej z tym namęczy niż ze zrobieniem nagłówka :/ No ale kolory bardzo mi się podobają, nie jest za jasno, wręcz w sam raz :D

      Usuń
    2. A więc zgadłam? Jupi! A już myślałam, że się mylę, ale jednak intuicja dobrze mi podpowiada :)
      Na some-stories jeszcze nigdy się nie zdarzyło, abym miała chociaż jeden rozdział do przodu, ale cóż pomieszkujący we mnie leń, jakoś tak mi w tym nie pomaga xD Też jakoś tak trudno mi się zawsze zabrać za naukę, a po wykańczającym dniu to raczej często odwiedzam łóżko...
      Tak... jakoś nie przepadam za dobieraniem odpowiednich kolorów, potrafi to zająć bardzo dużo czasu... :)

      Usuń
    3. Zgadłaś, zgadłaś :D Kiedyś musieli się pojawić, stwierdziłam, że może to nastąpić teraz ;)
      Ja przez długi czas na cause-you-feel-so-supernatural nie miałam nic do przodu co mnie irytowało, bo kiedy kompletnie nie miałam weny, to blog stał w miejscu, dlatego uznałam, że nie zacznę publikacji kolejnych opowiadań dopóki nie będę mieć gotowych chociaż paru pierwszych rozdziałów ;) Dlatego jak nie mam weny/ochoty pisać to i tak mam co dodać ;D

      Usuń
    4. Ja jak widać nie mam rozdziałów do przodu, więc coś często zdarza się mojemu blogu stać w miejscu, ale jakoś daję radę. W końcu wczoraj dodałam coś nowego. Powoli wracam do tej mojej co miesięcznej normy :)

      Usuń
    5. ale takie pisanie rozdziałów na bieżąco też ma swoje plusy, bo jak czytelnik coś zasugeruje, możesz coś pozmieniać ;)
      To wpadam do Ciebie wieczorkiem jak wrócę z zajęć :D
      Kathy

      Usuń
  2. Czyżby wreszcie pojawili się nasi kochani bracia Winchester?;D Mam nadzieję, że tak, bo wprost nie mogę się doczekać ich spotkania z Gen^^
    Nowa "szkoła" demonów? Robi się coraz ciekawiej. Podejrzewam, że zamiary Collinsa przez kilka następnych rozdziałów będą tajemnicą i na pewno nas zaskoczą. Bardzo jestem ciekawa, po co demon szkoli małych łowców. No i kolejną zagadką są te pakty, które prawdopodobnie zawarli rodzice "uczniów" Abaddona. Może ich dzieci były śmiertelnie chore i demon wspaniałomyślnie zaoferował się je wyleczyć? No ale to są tylko moje domysły i pewnie ty wymyśliłaś coś całkowicie innego:D
    Jednym zdaniem, rozdział mi się bardzo podobał i jestem wprost zachwycona twoim stylem pisania:)

    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą tajemnicą… Ale mam nadzieje, że jak już wyjdą na jaw to was zaskoczę. Pakty faktycznie były dla rodzin ostatecznością, ale myślę, że powody ich zawierania wyjawi bezpośrednio Abaddon, więc trochę poczekacie ;)
      Bardzo Ci dziękuje :D
      Kathy

      Usuń
  3. Nie dziwię się, że wcześniej unikała domu rodzinnego, skoro wiążą się z nim wspomnienia o rodzicach. Rozczulił mnie nieco ten fragment o znalezieniu skarpetek, dom pod warstwą kurzu wydaje się, jakby wciąż był zamieszkany, ale właściciele wyszli gdzieś na chwilę. W każdym razie ciekawe, czy uda jej się znaleźć tam coś, co będzie jakąś wskazówką, czemu rodzice mieliby zawrzeć ten pakt. Przecież nie zrobiliby tego z byle powodu, prawda? Może pakt miał służyć uratowaniu życia Genevieve? Wówczas wcale bym się nie zdziwiła, czemu zdecydowali się na tak desperacki krok.
    Ci panowie z bronią to pewnie wcale nie demony :> Z tego co sobie przypominał, pisałaś że to właśnie w czwórce czeka nas spotkanie z Winchesterami, więc myślę, że po telefonie od Bobby'ego bracia udali się poszukać Gen w jej domu rodzinnym, czy coś w tym stylu. W każdym razie, mam nadzieję, że niedługo przekonam się, czy mam rację.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to mi chodziło :) Wszystko miało wyglądać naturalnie. Pewnie nic konkretnego nie znajdzie... Nikt normalny nie zawiera paktów, ale o tym co sięstało, dowiecie się później ;)
      Tak to bracia :) W następnej części dowiecie się też nieco więcej o ich życiu :D
      Kathy

      Usuń
  4. Hehe nie no Bobby :D Milutki gospodarz, który olewa gościa. OOO Garth – czy on pojawi się też w twoim opowiadaniu? Było by mega. Druga szkoła? Co ten demon kombinuje. Tiaaaa Singer i te jego teksty. Podoba mi się określenie „kretyn z rozdroża”. Singer to potrafi być mega upierdliwy. I przyjadą bracia. Teraz to się zacznie. Nie powiem, ale robi się coraz ciekawiej. Teraz doszły umowy z demonami. Jestem ciekawa czy naprawdę ich rodzice zawierali pakty. Mam nadzieję, że w swoim domu czegoś się dowie. No, końcówka to już mega się zrobiła ciekawa. Obstawiam, że do jej domu mogli wejść bracia Winchester. Na nich stawiam. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. I jednocześnie mam ci do przekazania dwie wiadomości – pierwsza: u mnie na losy-lowcow pojawiła się nowa cześć. – Druga: zapraszam na nowego bloga z całkiem nowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa Bobby to po prostu mógłby dawać kursy "jak przyjmować gości" haha No zobacze, czy Gath się pojawi :P Trochę będzie ciężko napisać jego... inteligentne teksty, ale może... ;)

      Usuń