Czekałam przy
schodach, aż mężczyźni do mnie dołączą. Wlekli się, rozmawiając między sobą -
zapewne o tym, jak zamierzam znaleźć pozostałych łowców. Cóż. Wbrew pozorom nie
będzie to takie trudne. Gdy mieszałam z Abaddonem, każdego wieczora - w
niewielkich grupach liczących nie więcej jak czworo nastolatków - wychodziliśmy
na tak zwane patrole. Mieliśmy wtedy ćwiczyć współpracę, a przede wszystkim
czujność. Lecz najważniejsze było to, że każdy z nas miał samodzielnie wyselekcjonować
sprawy, które prosiły się o rozwiązanie, (czyli coś, co policja i pospolici
obywatele uznawali po prostu za dziwne). Nie mogliśmy opuszczać stanu, dlatego
każda robota znajdowała się najdalej na granicy. Wyszłam z założenia, że tok
myślenia Abaddona wiele się nie zmienił. Jeśli znajdziemy w okolicy sprawę do
rozwiązania, powinniśmy też znaleźć dzieciaki ze szkoły w Minnesocie.
Nie miałam
wątpliwości co do tego, że większość z nastolatków odeszła z interesu, ale była
też grupa, która nie mogła liczyć na normalne życie. Ci którzy zostali i wciąż
polują, nie odjechali daleko - ja na ich miejscu wolałabym mieć wroga na oku.
Po za tym, miałam nadzieje znaleźć nie tyle łowców, którzy odeszli, ale tych,
którzy zostali. Fakt, z nimi będzie problem - są pilnowani przez demony i mają
wykonywać tylko robotę zleconą przez Abaddona - ale cóż, zawsze warto
spróbować.
Weszliśmy do
niepozornego motelu w centrum miasta. Było już późno i ostatnią rzeczą, o
jakiej marzyłam to nocowanie w wozie. Na moje nieszczęście o tej porze zwaliło się
tu mnóstwo „jednonocnych par”, co skutkowało tym, że cała nasza trójka
wylądowała w tym samym pokoju. Najwyraźniej nie tylko ja byłam wykończona. Dean
jak tylko wybrał swoje łóżko, opadła na nie i w sekundzie zasnął z twarzą
skierowaną ku poduszce.
-Ostatnio ciężko
sypia – wyjaśnił Sam, widząc moją minę.
Przygryzłam dolną
wargę, powstrzymując się od pytania, które mnie nękało od chwili, gdy poznałam
szatyna. Jak Dean Winchester uciekł z piekła? Jak mu się to udało? Czy coś
pamięta?
-Muszę na chwilę wyjść, zapomniałem czegoś z
wozu – odezwał się ponownie, a ja jedynie kiwnęłam głową. Zerknęłam jak
wychodzi i podeszłam do okna. Samochód Winchesterów stał na podjeździe. Gapiłam
się w zaparkowaną Impalę, w zasadzie nie wiem, w jakim celu, ale faktem jest, że
minęło kilka minut, a Sam prawdopodobnie zbłądził po drodze... Nie chciałam
wysuwać błędnych wniosków, ale instynkt kazał mi lepiej przyjrzeć się temu
chłopakowi.
Dean obrócił się
na plecy i głośno zachrapał. To wyrwało mnie z zamyśleń i zmusiło do ruszenia
się z miejsca. Wyjęłam z torby czysty top i spodenki. Wzięłam szybki prysznic,
a gdy wróciłam do pokoju najmłodszy Winchester sprawdzał coś w Internecie.
Usiadłam na swoim łóżku i suszyłam włosy ręcznikiem. Kątem oka zerkałam na
łowcę i zastanawiałam się, co może ukrywać. Bezwątpienia miał swoje sekrety.
Zawsze, gdy zdawało mu się, że Dean nie patrzy, zerkał na telefon. Teraz
zniknął, okłamując mnie... Nie lubię kłamstw i dowiem się, w co pogrywa.
-Jakieś
dwadzieścia minut drogi stąd doszło do serii morderstw na prostytutkach –
powiedziałam wyjmując z torby lokalne gazety.
-Co to ma do
rzeczy?
-Pojedziemy tam i
to sprawdzimy. Wszystkie ofiary były rozprute. Nie miały macic i piersi.
-Jakiś psychopata
– brunet wzruszył ramionami.
-Może, ale do
zbrodni doszło w tym samym czasie. Po za tym, nie odnaleziono żadnych śladów
obecności osób trzecich.
-Mieliśmy znaleźć
dzieciaki...
-I właśnie to
robię – przerwałam mu, opadając na łóżko – Dobranoc, Sam.
Słyszałam jak
zamyka laptop. Chowa coś pod swoją poduszką i kładzie się, ręką sięgając do
niewielkiej lampki nocnej. Gdy zapadła ciemność, cierpliwie odczekałam, aby
mieć pewność, że Winchesterowie śpią. Zwlekłam się z łóżka, które zaskrzypiało
nieprzyjemnie. Fakt, nie powinnam była tego robić, ale i tak ciekawość była
silniejsza. Przykucnęłam cicho i wsunęłam rękę pod poduszkę sama. Wyjęłam dość
gruby notes, ale nie chciałam go przeglądać w obecności łowców. Niestety, nim
zdążyłam wstać, Starszy Winchester chwycił mnie za ramię i pociągnął w swoją
stronę. Zawisłam nad nim, a lampka nocna znów zabłysła. Odchrząknęłam i
wyrwałam się mu.
-Kradzież jest
karalna – powiedział siadając i odbierając mi notes.
-Nie kradnę...
Chciałam tylko was sprawdzić – burknęłam.
-Pewnie, bo to nas
wychował demon – zakpił.
-Twój brat coś ukrywa...
-Nie twój interes.
-W takim razie,
możecie już zająć się swoją robotą. – Rzuciłam.
Chwile wpatrywał
się w notes, po czym podał mi go i znów się położył. Zdziwiona ściągnęłam brwi.
Spodziewałabym się innej reakcji po Deanie. Westchnęłam i powoli zaczęłam
kartkować strony. Był to dziennik Johna Winchestera. Opisywał w nim swoje
przeżycia po śmierci Mary, swojej żony. Opisywał też istoty, z którymi miał
styczność. O niektórych nie miałam pojęcia, dlatego z wypiekami na twarzy czytałam,
jakie ten stary wyga miał z nimi doświadczenia. Był na swój sposób
przerażający. Z jednej strony żałował swoich decyzji i miał żal wobec siebie,
za to jak skończyli jego synowie, ale z drugiej zemsta, którą się kierował,
zawładnęła jego życiem.
Siódmego września
tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku, pisał;
Dziś był pierwszy dzień Deana w
szkole. Zapisałem go od razu do pierwszej klasy. Ma już prawie siedem lat, a w
szkole powiedziałem po prostu że chodził do przedszkola w Kansas. Nie naciskali
za mocno gdy powiedziałem im że dzieci straciły matkę i dużo się przemieszczaliśmy.
Myślę że zostaniemy tu jakiś czas. W każdym razie spróbujemy.
Poczułem się znowu normalnie
kiedy wiozłem Deana do szkoły. Zapytał mnie po drodze czy dzieciaki w szkole
uczą się w domu tego samego co on. Musiałem mu powiedzieć, że to może nie
najlepszy pomysł żeby na przerwie opowiadał o pracy tatusia. Wrócił do domu
niczym władca świata i przyniósł mi arkusze z nazwami różnych części ciała
ryby, różnymi liczbami jabłek i pomarańczy pododawanymi do siebie… tak właśnie
powinno być. Dlaczego nie może tak być? Sammy też chce chodzić do szkoły. Nawet
nie potrafię wyobrazić sobie pozostania w jednym miejscu na tyle długo by mógł
tu rozpocząć szkołę. Trzy lata wydają się wiecznością.
Drugiego listopada
Mary nie żyje od dwóch lat. Byłem
w drodze przez trzy dni; oczyszczałem nawiedzony budynek w San Francisco.
Zaczyna mi się to już wydawać zwykłą codzienną robotą. Poznajesz historię,
odnajdujesz szczątki, posypujesz je solą i spalasz. Koniec historii. To były
dwie dziewczyny i całą powrotną drogę do motelu myślałem tylko o tym, że już
nigdy nie będę miał dziewczyny. Dean musiał wyczytać coś z mojej twarzy albo
może po prostu wiedział jaki to dzień. Gdy wróciłem podszedł do mnie i zapytał
czy miałem ciężkie polowanie. Nie byłem w stanie mówić przez minutę.
Zaś czternastego
listopada
Zabrałem Deana na strzelanie.
Jeśli jest wystarczająco duży, by próbować mnie pocieszyć, jest też
wystarczająco duży, by poznać narzędzia, które przychodzą z robotą. Pozwoliłem
mu strzelać tylko z 22-jki, ale jest zabójczym strzelcem. W wojsku mój sierżant
natychmiast postawiłby go nade mną. W takich chwilach na pewno jestem dumny z
mojego chłopca. Mam przeczucie, że inaczej będzie z Sammy’m. Może jest zbyt
młody, by było to widać, ale wydaje mi się, że nie ma tego samego instynktu
zabójcy.*
Nie
był ojcem roku. Każdy normalny rodzic zabrałby syna na boisko, John wolał
szkolić dzieci od najmłodszych lat. Może bał się, że nie przejmą po nim
pałeczki? Może chciał, aby Dean i Sam wiedzieli, że to jest ich życie? Rodzinny
interes, który nigdy nie splajtuje? Mnie życie też nie oszczędzało, ale
przynajmniej miałam szanse zasmakować „normalności”, Sam nie miał tego
szczęścia.
Im
dłużej czytałam dziennik Johna, tym bardziej byłam zdruzgotana. Starszy z braci
był opiekunem, synem i zarazem zwykłym dzieciakiem, który nie mógł liczyć na
wsparcie ojca. John tak wiele od niego wymagał. To on miał pilnować młodszego
braciszka i nie pozwolić, aby ktoś się do niego zbliżył. To on zawiódł ojca,
gdy którego dnia Strzyga zapolowała na Sama. To on robił wszystko, aby tato był
z niego dumny.
Sam
był inny. Zawsze miał swoje zdanie. Zawsze próbował się sprzeciwić. John
uważał, że nie nadaje się do tej roboty. Według niego obaj synowie byli jak
dzień i noc. Dean na swój sposób mroczny, podobny do niego, a Sam wiecznie
pragnący normalnego życia. Raz nawet spróbował i jak widać nie powiodło się mu.
Moja teoria brzmi, jeśli raz w to wejdziesz, nie znajdziesz drogi powrotnej.
Nim
się obejrzałam zaczynało świtać. Pięknie, pomyślałam. Znów nieprzespana noc. Ostatnio
nie mogłam sypiać, a jeśli już udało mi się zmrużyć oczy, to po kilku godzinach
zrywałam się na równe nogi, aby nie spędzać za wiele czasu w jednym miejscu.
Byłam zapobiegawcza - wolałam nie ryzykować, bo leczenie bywa bolesne. Odłożyłam
dziennik na stolik nocny Deana i wyjęłam z torby ubranie. Postanowiłam okazać
swoją dobroć i przejść się do pobliskiego baru. Byłam już głodna, łowcy zapewne
też niebawem się obudzą. Potem nie będzie czasu na stołowanie się, więc
przynajmniej zaoszczędzimy na czasie.
Zamówiłam
trzy hamburgery i porcje frytek dla każdego. Na wynos wzięłam też mocną, czarną
kawę, bo czułam, że nie tylko mi przyda się zastrzyk kofeiny. Wyszłam z knajpy
i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku motelu. Miasto o tej porze było jeszcze
wymarłe, dlatego nie tłukłam się samochodem. Zrobiłam sobie mały spacer,
wdychając świeże powietrze, które wciąż miało w sobie nutę zimy.
Wracając
do motelu widziałam dziwne spojrzenie recepcjonisty. Gapił się na mnie tak,
jakbym mu, co najmniej pół budynku rozwaliła. Nie wiedziałam, o co mu chodzi i
szczerze powiedziawszy miałam to gdzieś. Weszłam po schodach i już na korytarzu
dobiegły mnie głosy Winchesterów. Kłócili się, albo głośno dyskutowali... Zwał
jak zwał. Podeszłam bliżej i usłyszałam jak Sam zarzuca Deanowi głupotę.
Zaśmiałam się, choć nie wiedziałam, o co mu chodzi. Grunt, że intonacja ich
głosu kojarzyła mi się ze starym małżeństwem.
-Przecież
jej samochód stoi, wyluzuj – odparował starszy z braci.
-Dałeś
jej czytać dziennik ojca – mruknął Sam.
-Przyniosłam
śniadanie, ale nie przeszkadzajcie sobie – przerwałam im, pchnąwszy drzwi.
-Kawa!
– Szatyn podszedł i od razu wziął swoją porcje, potem Samowi podałam jego, a
sama usiadłam przy stoliku. Udawałam niezainteresowaną, ale i tak widziałam
dziwne spojrzenie bruneta. Do tej pory wydawał mi się być całkiem normalny...
-Musimy
się spieszyć, nie chciałam czekać aż się obudzicie – powiedziałam popijając
czarny napój.
-Dzięki
– Sam dołączył w końcu do mnie.
-Wasz
ojciec miał ciekawe przemyślenia, choć nie popieram jego metod wychowawczych.
-Nie
ty jedna – przyznał młodszy z braci.
-Niczego
nam nie brakowało – obruszył się Dean, na co Samuel wywrócił teatralnie oczami.
-W
każdym razie te wszystkie istoty... Miał sporą wiedze – pochwaliłam go, na co
szatyn się uśmiechnął.
-Zwijajcie
się, powinniśmy powoli się zbierać.
-Daj
człowiekowi spokojnie zjeść – zaprotestował Dean.
-Poczekam
na was przy aucie.
Znowu
to samo...
Po
trzydziestu minutach byliśmy w miasteczku Rochester. Uznaliśmy, że powinniśmy
się podzielić zadaniami. Ja poszłam porozmawiać z rodzinami ofiar, – których
nie było tu za wiele – a Winchesterowie udali się do kostnicy. Przynajmniej raz
nie musiałam oglądać zmasakrowanych zwłok. To jedno z najgorszych doświadczeń,
których niestety łowca nie może ominąć. To jak chrzest bojowy.
Jeśli
nam uda się rozwiązać zagadkę, kto jest mordercą, powinniśmy też znaleźć
dzieciaki ze szkoły. Abaddon był dobrym nauczycielem, dzięki czemu byliśmy
dobrze wyszkoleni, dzieciaki z Minnesoty z pewnością są już na tropie. Byłam
pewna, że cokolwiek atakuje prostytutki, nie spocznie na tych kilku ofiarach.
Ciała były okaleczone i sprawca czerpał z tego radość. Podniecało go to, i długo
nie utrzyma swoich rządzy w ryzach.
*Fragmenty
dziennika pochodzą ze strony supernatural.com.pl i są przetłumaczone przez
jednego z forumowiczów. Stacja CW i twórcy serialu jakiś czas temu „stworzyli”
dziennik Johna Winchestera, który trafił do Internetu.