Zastanawialiście
się kiedyś, jakie to uczucie, gdy przenikliwy, rozdzierający ból wypełnia każdą
komórkę waszego ciała? Nie? I dobrze, bo to nic przyjemnego... Wierzcie mi na
słowo.
Nie wiem, jakim
cudem przeżyłam. Coś takiego przydarzyło mi się po raz pierwszy, i wtenczas
byłam pewna, że ostatni. Fakt, to ja zawiniłam, bo przeliczyłam się i sądziłam,
że poradzę sobie z wilkołakiem. I zapewne poradziłabym sobie, gdyby „wilczurem”
nie okazał się być mój najlepszy przyjaciel - Noah. Nie potrafiłam się zamachnąć,
ani oddać strzału. Stałam tak i się gapiłam, do chwili, gdy instynkt wziął nad
nim górę. Zaatakował.
Nie wiedziałam,
kiedy przeszedł przemianę. Nie wiedziałam czy mogłabym mu pomóc. Wiedziałam za
to, że ból nie malał. Wbijał pazury w moje ciało, robiąc sobie ze mnie żywią
piniatę. Warczał mi do ucha, co rusz podszczypując, jak gdyby bawił się swoją
ofiarą przed posiłkiem. W końcu upadłam, a spod opadających powiek widziałam
kałużkę krwi i olbrzymią plamę, która szpeciła moją białą bluzkę. Zakrztusiłam
się posoką i osunęłam się na ziemię. Zginę z rąk przyjaciela, byłam tego tak
pewna, jak jestem pewna botoksu w twarzy Kim Kardashian. Takiej śmierci nie
mogłabym przewidzieć. Ryzyko w tej pracy jest oczywiste, ale to?! To jakiś żart
był!
Przerażające warczenie
wilkołaka ucichło, jak gdyby ktoś nagle wyłączył zasilanie w radiu. Zapanowała
głucha cisza, a do moich uszu docierał tylko świst mojego oddechu. Drgałam z
zimna, które było kolejną oznaką tego, że tracę siły. Gdy nade mną pojawił się
tajemniczy brunet o błękitnych oczach myślałam, że zmysły płatają mi figle, a
mężczyzna zniknie tak szybko, jak szybko się pojawił. Jednak, kiedy przyłożył
dłoń do mojego brzucha, a oślepiające błękitne światło zaczęło razić mnie w
oczy, poczułam silne pieczenie i coś, co przypominało nieprzyjemne mrowienie.
Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji i szczerze mówiąc, wtedy byłam pewna,
że czeka mnie rychła śmierć, co w zasadzie nie jest czymś strasznym mając na
uwagę perspektywę takiego życia, jakie wiodłam dotychczas.
Po chwili cały ból
minął. Czułam się osłabiona, ale bez problemu mogłam zaczerpnąć powietrza i
wesprzeć się na łokciach, co bez wahania zrobiłam. Zerknęłam na mężczyznę. Nic
nie mówił, tylko klękał obok i wpatrywał się we mnie. Odchrząknęłam zdumiona i
przeniosłam wzrok na swój brzuch. Nie było żadnej rany. Nic. Otworzyłam szerzej
oczy i odsunęłam się od bruneta. Nie wiedziałam, kim był i nie chciałam mieć z
nim nic wspólnego.
-Nazywam się
Castiel – powiedział w końcu i wstał, a jego beżowy prochowiec zaszeleścił na
wietrze.
-Kim jesteś? –
Warknęłam, zrywając się na równe nogi, – Czego chcesz?
-Jestem żołnierzem
Pana – odparł, jak gdyby nigdy nic.
-Że, kim proszę? –
Wykrztusiłam nie mając pojęcia, o czym bredzi.
-Aniołem –
powiedział bez ogródek, na co ja wybuchłam gromkim śmiechem. – Pomogłem ci, bo
mamy wobec ciebie plany, a ten wilkołak mógł wszystko zaprzepaścić.
-Przestań się
zgrywać – śmiałam się dalej, ale już po sekundzie uświadomiłam sobie, jak
skończył Noah. Zamilkłam i przeniosłam wzrok na leżące nieopodal, nagie ciało
chłopaka. Do oczu napłynęły mi łzy. Posłałam mordercze spojrzenie rzekomemu
aniołowi i podeszłam do przyjaciela. Jeszcze żył. Kiedy się pochyliłam,
uśmiechnął się przepraszająco, a potem... Odszedł.
-Zabiłeś go –
powiedziałam przez zaciśnięte gardło.
-W twojej obronie,
Genevieve – ton jego głosu był tak spokojny, tak bardzo pozbawiony emocji, że
zaczynałam powątpiewać w jego prawdziwość.
-Anioły podobno są
dobre...
-Przede wszystkim
jesteśmy żołnierzami.
-Czego chcesz? Nie
mam czasu – odwróciłam się i ukradkiem otarłam łzy.
-Musisz gdzieś ze
mną pójść.
Nim się zgodziłam
dotknął mojego czoła i rozpłynęliśmy się w powietrzu. Chwile potem stałam w
białej sali i miałam wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Materializacja może i
była przydatna, ale jeśli skrzydlaty to powtórzy, to jak Boga kocham, zrobię mu
krzywdę.
-Gdzie jesteśmy? –
Spytałam, rozglądając się nerwowo.
-Nie możesz
wiedzieć, co to miejsce – odparł wymijająco – musisz z kimś porozmawiać.
-Z kim? –
Ściągnęłam brwi i przyjrzałam się mu.
-Z moim... Szefem.
-Bogiem?! – Niemal
krzyknęłam z wrażenia.
-Ojca nikt dotąd
nie zobaczył, chodzi o Zachariasza, – kiedy to powiedział w pomieszczeniu
pojawił się siwiejący i zarazem łysiejący mężczyzna, którego twarz zdradzała
tylko jedno. Jestem dupkiem i nie podskakuj mi – tak bym to interpretowała.
-Miło mi cie
poznać, Gen – powiedział z wrednym uśmiechem na ustach.
Wiedziałam, że coś
się święci. Miałam złe przeczucia i nie zmieniał tego fakt, że jestem otoczona
przez anioły.
-Czego ode mnie
chcecie? Jestem zajęta, przerwaliście mi – odparłam, próbując grać silną, choć
nie mogłam ukryć drżenia głosu. Ten dzień to koszmar począwszy od zdradzeniu
tożsamości wilkołaka, kończąc na spotkaniu Aniołów, którzy bynajmniej nie
kojarzyli mi się ze słodkimi figurkami.
-Wątpię – machnął
lekceważąco dłonią i zerknął na Castiela.
-Czekałem na
ciebie – odpowiedział na nieme pytanie.
-Bardzo dobrze.
Genevieve, jak wiesz nie jesteś tu na spotkaniu towarzyskim. Mamy do ciebie
sprawę i będzie lepiej, jeśli od razu powiesz „tak”. To ułatwi nam wszystkim
sprawę.
-Nie podpisuje
umów bez czytania – wypaliłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-I to się ceni –
zaśmiał się sztucznie.
-Demony cie
szukają – odezwał się w końcu Castiel.
-Collins ich
nasłał? – Szepnęłam cicho, na co brunet kiwnął głową.
-W zasadzie wabi
się Abaddon* - Zachariasz poprawił błękitną koszulę i usiadł na krześle, które
stało przy dużym dębowym stole.
Pomieszczenie było
naprawdę ogromne. Dla większości osób taki metraż, to całe ich mieszkanie. Tu, znalazło
się zaledwie kilka przedmiotów, jak duża skórzana sofa, wspomniany wcześniej
stół czy kredens, na którym ułożone były sterty starych książek. Białe panele
współgrały z białymi meblami, ale kontrastu dodawały bordowe firany zawieszone
przy dużych kwaterowych oknach.
-Naraziłaś się mu,
a my, jako niebiańskie istoty musimy cie strzec – mówił, a ja nie wiedzieć
czemu, miałam wrażenie, że Zachariasz to niezłe ziółko.
-Potrafię o siebie
zadbać. Do tej pory udawało mi się go unikać – odparłam hardo.
-Widzisz, Abaddon
jest potężny. Wiemy, co robił takim jak ty. Zlasował wam mózgi, a my chcemy
wiedzieć, dlaczego.
-Po pierwsze nikt
mi nie zlasował mózgu, takie teksty to do swoich kumpli – fuknęłam bez namysłu
– a po drugie, mam gdzieś, co wy chcecie. Przez te wszystkie lata pozwalaliście
mu bawić się nami. Zrobił sobie z nas swoich towarzyszy. Mieliśmy polować, ale
zapomniał wspomnieć, ze sam jest demonem. Pozwoliliście mu na to, więc dlaczego
miałabym wierzyć, że jesteście warci mojego zaufania.
-To dla twojego
dobra. Twojego i pozostałych – wtrącił brunet, stojący tuż obok mnie.
-Chce wrócić do
motelu – wbiłam wzrok w swoje stopy i nie reagowałam na żadne słowa Zachariasza,
który wciąż się produkował. Nie ufałam mu. Ja nawet nie wiedziałam czy oni
naprawdę są aniołami. Owszem, wierzyłam w nie. Ale było to raczej związane z
potrzebą wiary w dobro. A z kolei ta dwójka zdawała się odbiegać od norm, które
narzucał nam kościół.
Byłam jeszcze
dzieckiem, kiedy moi rodzice zmarli. Miałam dziesięć lat. Pamiętam tamten dzień
bardzo dobrze. Rano mama zrobiła mi śniadanie, potem ojciec zawiózł do szkoły.
Po zajęciach wróciłam szkolnym autobusem. Cisza, która zastała mnie w domu była
przenikliwa i przerażająca jednocześnie. Przeczuwałam, że coś się stało. Nawet
Hektor, mój pies, nie przybiegł na powitanie. Kiedy przeszłam do salonu
oniemiałam i wpadłam w panikę.
Mama i tata leżeli martwi w salonie. Byłam
śmiertelnie przerażona i nic nie rozumiałam. Wtedy w moim domu pojawił się
Collins i zabrał mnie twierdząc, że jest przyjacielem rodziny. Kiedy do niego
trafiłam, było tam już kilkoro dzieci w moim wieku. Każde z nas zostało same,
więc Collins stał się naszym opiekunem. Nie mogę mu zarzucić braku troski - nie
był ojcem roku, ale zawsze nas strzegł. Teraz poniekąd wiem, co nim kierowało,
jednakże wtedy wydawał się być po prostu zastępczym tatą.
Każdego dnia
pokazywał nam jak się bronić. Kazał nam ćwiczyć za domem sztuki walki i
posługiwanie się bronią. Nie mogliśmy się mu sprzeciwić, bo za to groziły
surowe kary. Byliśmy posłuszni, a on wmawiał nam, że naszych rodziców zabiły
demony i robi to, bo chce nam pomóc ich pomścić. Tak. Uczył dzieci życia chęcią
zemsty. Dla wielu ta chęć stała się gwoździem do trumny. Kiedy ukończyłam
dziewiętnaście lat i poznałam prawdę, wszystko się zmieniło. Zapewne nie sądził,
że się od niego odwrócę - byłam jego ulubienicą, co wielu miało mi za złe. Zrobiłam
dokładnie to, czego mnie uczył. Odeszłam, a razem ze mną odszedł Noah. Resztę
unicestwiał, bo kiełkowało w nich zwątpienie, choć to ja jestem wszystkiemu
winna. Ja jestem zdrajczynią. To na mnie poluje i mojej śmierci pragnie. Tylko
nieliczni - ci najbardziej naiwni, którzy ufali mu całym sercem – zostali z nim
i wykonują jego polecenia.
-Zabiorę cię stąd
– Castiel otrząsnął mnie z zamyśleń i dotknął mojego czoła. Już po sekundzie
pojawiliśmy się w pokoju, który wynajęłam na czas rozwiązania sprawy. Przypomniałam
sobie o przyjacielu i niechętnie na myśl przyszło mi pytanie, gdzie spalić jego
ciało? Był łowcą i taki pogrzeb mu się należał.
-Przepraszam za
twojego przyjaciela – brunet odwrócił się i już zamierzał zniknął, gdy go
zatrzymałam.
-Wciąż nie
rozumiem, dlaczego to robicie?
-Zachariasz
powiedział. To nasz obowiązek.
-A gdzie byliście,
jak zabijał naszych rodziców? – Warknęłam rozżalona.
-Nie możemy
ingerować w przeznaczenie, Genevieve.
-Nie wierze w
przeznaczenie – szepnęłam.
Do tej pory nie
wiem, dlaczego Abaddon nas przygarnął. Stworzył nam dom. Stworzył szkołę.
Stworzył imitację azylu. Jednak był demonem. Nie miałam z nimi wiele
styczności, ale jednego byłam absolutnie pewna. Każde ich działanie było
ukierunkowane na konkretny cel i ja chciałam go poznać. Chciałam zrozumieć, po
co się w to bawił i co do tego wszystkie mają anioły. Minęły dwa lata, a ja
nadal szukam odpowiedzi. Czasem brakuje mi wiary, ale wtedy przypominam sobie o
tym, że to właśnie on zamordował naszych rodziców. On był potworem i bez
względu na to ile mu zawdzięczam, zamierzam doprowadzić do jego końca.
*Wiem, Abaddon już
pojawił się w jednym z moich opowiadań o SPN, ale uznałam, że jest odpowiednim
demonem.
~*~
Trzy pierwsze
rozdziały mam napisane. Pisałam je w pierwszej osobie, ale jeśli ankieta
wskaże, żebym pisała w trzeciej, to od czwartego rozdziału styl się nieco
zmieni :)
Świetny rozdział:) I strasznie się cieszę, że pojawił się Castiel, po prostu go uwielbiam i uważam, że Supernatural bez niego to nie byłoby to samo:D Ah jak ja nienawidzę Zachariasza, mógłby spokojnie podać sobie ręce z demonami. No i jestem strasznie ciekawa co chcą od niej anioły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Dzięki ;) Tak, też uwielbiam Cassa, chociaż Bobbyego też mi brakuje w serialu (ciesze się, że wrócił w ostatnim), ale lubie też Bennego...
UsuńJa się strasznie cieszyłam, że Bobby pojawił się w ostatnim odcinku, ale szkoda mi Benny'ego. Mam nadzieję, że Dean go stamtąd wyciągnie, bo też go polubiłam;d
UsuńNajgorszy moment, jak Dean prosił Bennego o przysługę :( i potem Bobby, jak go |Crowley zatrzymał ;(
UsuńNie rozumiem. Już komentowałam ten rozdział i mogłabym przysiąc, że widziałam, jak mój komentarz się dodał. Cóż w takim razie dodam kolejny. Fakt, że może być krótszy, bo nie jestem świeżo po przeczytaniu notki, ale i tak muszę ci powiedzieć, że mnie się ona podoba. Nie spodziewałam się pojawienia aniołów i trzeba przyznac, że klimatem doskonale wbiłaś się w emitowaną aktualnie serię tv. Świetnie opisałaś te istoty, tak dokładnie i doskonale, że aż mam ochotę ci pogratulować. Poza tym jeżeli chodzi o to pisanie w pierwszej i trzeciej osobie to uważam, że powinnaś to robić według własnych upodobań:) Zresztą wydaje mi się, że jak już zaczęłaś pisać to opowiadanie w danej narracji to powinnaś ją kontynuować:) Cóż będę czekać na więcej. Pozdrawiam i mam nadzieje, że tym razem mój komentarz nie zginie w niewyjaśnionych okolicznościach xD
OdpowiedzUsuńChyba coś nie gra, bo ankieta też traci głosy.
UsuńBardzo dziękuje :) A no właśnie, planuje osadzić akcje przed 4 sezonem, czyli Castiel jeszcze nie poznaje Winchesterów, ale pojawia się mały problem związany z piekłem itd. Cóż muszę to przemyśleć, w każdym razie bracia na pewno nie poznają jeszcze Cassa. Jej bardzo dziękuje :) Starałam się, żeby Cass był taki jak w 4 sezonie, bo potem "wyszedł na ludzi" ;) Wszystko ma swoje plusy. W pierwszej osoby pisze się o tyle lepiej, że się wczuwam, ale w 3 mam większe pole do popisu :)
Nie pamiętam, jaką opcję zaznaczyłam w ankiecie, ale narracja pierwszoosobowa bardzo mi tutaj pasuje - możesz wszystko ukazać oczami Gen, oddając przy tym dokładnie jej emocje.
OdpowiedzUsuńWspółczuję jej śmierci przyjaciela, ale gdyby Castiel go nie powstrzymał, sama by zmarła, bonie byłaby raczej zdolna do zabicia Noaha, mimo że był wilkołakiem. Niewątpliwie to nie koniec niebezpieczeństw dla dziewczyny, skoro poluje na nią Abaddon - w sumie nie spodziewałam się, że to on ukrywa się pod nazwiskiem Collins. Nie dziwię się, że Genevieve chce go unicestwić, w końcu zabił jej rodziców i przez długi czas podawał się za kogoś, kim nie jest, przekonując do siebie rzesze niewinnych dzieciaków.
Podobało mi się zdanie "Zginę z rąk przyjaciela, byłam tego tak pewna, jak jestem pewna botoksu w twarzy Kim Kardashian." Bardzo lubię elementy humorystyczne w Twoich opowiadaniach ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Ankieta jest niemiarodajna - raz piszę, że oddano dwa głosy, potem trzy, a potem znów, że dwa. W każdym razie dziękuje :) Ah, apropos Abaddona, nie jest on do końca demonem, który pojawił się w SPN (nie wiem czy jesteś na bieżąco z serialem, ale pojawił się w jednym odcinku 8 sezonu, jednak ja pisząc o nim tu, myślę raczej o Abaddonie, który pojawił się w moim opowiadaniu jeszcze na Onecie).
UsuńWow nie spodziewałam się, że te moje „poczucie humoru” komuś się podoba ;) Ja mam nieraz wrażenie, że jestem w ogóle go pozbawiona… no może nie jest ze mną, aż tak źle, ale faktycznie często odnoszę wrażenie, że jest bardzo mizerne ( zwłaszcza, gdy pisze kwestie Deana, bo on czasem wypali z takim tekstem, że potem mu dorównać jest ciężko ;D )
Pozdrawiam Kathy :D
W końcu jestem i mogę przeczytać pierwszy rozdział :D Botoksu ahhaha. Ej, czy ona będzie wilkołakiem? Bo chyba tak szybko jej nie zabijesz. Cass :D W ostatniej chwili. Mam nadzieję, że jej pomoże i ona nie będzie się przemieniać. Plany? Jak skrzydlaki mają jakieś plany to, to zazwyczaj nie kończy się za dobrze. Nie, nie nie tylko nie ten pacan z krzywą facjatą. Zachariasz pf niech ona go załatwi od razu i będzie po problemie. O Abaddon. Już widzę, jak skrzydlaty mówi że jej się mózg zlansował hahah :D Teksty to oni mają tu przednie :D Serio podoba mi się. Nie to się porobiło. Jestem ciekawa czego demon od nich tak naprawdę chciał. I dlaczego ją ściga. Czekam oczywiście na ciąg dalszy – czekam z niecierpliwością :D Pozdrawiam i jednocześnie informuję, że u mnie na losy-lowcow.blogspot.com pojawiła się nowa notka. Zapraszam :D
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja nawet nie myślałam jak to pisałam ^^ Tzn to o tej przemianie, bo to logiczne, że jak wilkołak ugryzie to ofiara przechodzi przemianę (w SPN jest logiczne ;D ) ale naprawdę nie myślałam wtedy o tym i dlatego teraz wyszła wpadka, której sie niechcący doszukałaś ;P haha z krzywą facjatą, tak to idealny opis Zachariasza :D
Usuń