Możecie
być ze mnie dumne!! Doczekałyście się 6 stron! :D
~*~
Starsza kobieta w
okularach podała mi kilka książek. Nie mogłam się nadziwić, że w dzisiejszych
czasach funkcjonuje jeszcze klasyczna biblioteka. Sprawy miałyby się inaczej,
gdybym mogła sprawdzić wszystko elektronicznie. Nie uśmiechało mi się ślęczenie
kilka godzin nad książkami. Pocieszał mnie jedynie fakt, że doskonale
wiedziałam, co szukać. Musiałam sprawdzić czy w ostatnich latach zdarzały się
podobne zbrodnie.
W tej części
miasta dochodziło do wielu morderstw. Ludzie zawsze uważali, że winni są temu psychopaci,
ale tak naprawdę to miejsce roiło się od istot nie z tego świata. Większość z
nich nigdy nie została złapana, więc istniało wielkie prawdopodobieństwo, że to
któraś z tych kreatur stoi za zabójstwami prostytutek. Liczyłam na to, że
szybko uda mi się wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Odnalazłam stare
kroniki, gdzie dokładnie opisano wszystkie zbrodnie na przestrzeni
kilkudziesięciu lat. Zaciekawiło mnie kilka, które do złudzenia przypominały
te, z którymi mamy do czynienia. W roku 1925 zabito tu trójkę kobiet, wszystkie
były pozbawione macic. Sprawca zadźgał je i oszpecił. Historia powtórzyła się w
1950 roku, wtedy również ofiarami padły prostytutki. Morderstwa zdarzały się
najczęściej w odludnej części miasta, w zaułkach w pobliżu barów.
Zerknęłam na
zdjęcie, które było dodatkiem do prasy w 50’. Coś zaczęło mi świtać, choć
jeszcze nie byłam pewna, moich przypuszczeń. Na czarnobiałej fotografii
znajdowała się grupa ludzi, gapiów, którzy otoczyli policję. Jednym z nich był
wysoki mężczyzna ubrany w koszulę w pasy i dość szerokie spodnie. Niesamowicie
przypominał barmana z Florence. Poprosiłam bibliotekarkę o akty zgonów z okresu
od 1968 do 2009. Mężczyzna z fotografii zmarł dziesięć lat po zrobieniu
zdjęcia. Więc niestety znów zostałam z niczym... Pozornie.
Po dwóch
godzinach, podeszła do mnie kobieta i oznajmiła, że zamykają. Nawet mi ulżyło,
literki powoli zaczęły mi się mieszać i miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a
stracę wzrok. Podziękowałam jej i wyszłam, ale nim wróciłam do motelu
postanowiłam sprawdzić tego barmana. Podobieństwo między nim, a mężczyzną ze
zdjęcia nie dawało mi spokoju. Pchnęłam drzwi lokalu i zachłysnęłam się
smrodem. Dym papierosowy był jeszcze bardziej wyczuwalny niż poprzednim razem.
Każde miejsce było zajęte, najczęściej przez pijaków albo mówiąc wprost
prostytutki, które wypatrywały nowych klientów. Skrzywiłam się, nigdy nie
pojmowałam jak można sprzedać się za kasę. Podeszłam do boru, tym razem nie
było chłopaka, którego szukałam a młoda dziewczyna.
-Szukam tego
barmana, który był tu do południa – powiedziałam, wyjmując legitymację.
-Wyszedł dwie
godziny temu – odparła.
-A czy zachowywał
się jakoś dziwnie?
-On z reguły jest
dziwny – zaśmiała się – gapi się na te szmaty i nic do niego nie dociera.
-Gdzie mieszka?
-Nie wiem –
wzruszyła ramionami.
-Dziękuję.
Ruszyłam do motelu,
aby pochwalić się swoimi przypuszczeniami. Nie podobał mi się ten chłopak i
intuicja podpowiadała mi, abym mu się lepiej przyjrzała. W pewnym momencie
poczułam silne uderzenie. Upadłam na kolana i chciałam się podnieść, ale coś
ciężkiego skutecznie mi to uniemożliwiała. Czułam silne dłonie, zaciśnięte na
mojej szyi. Głowę odchylał mi do tyłu i mruczał coś niezrozumiale. Szarpnęłam
się, ale napastnik nie śmiał mnie puścić. Dłonią sięgnął pod moją spódniczkę, a
tego było już za wiele.
-Łapy precz! –
Warknęłam, wyrywając mu się i odwracając na plecy.
Zamarłam widząc
oszpeconą twarz mężczyzny. Jego usta były, co prawda zakryte bandaną, ale
dostrzegałam blizny, które wiły się aż do skroni. Znów mną szarpnął, ale dzięki
temu nieco się otrząsnęłam. Sięgnęłam po broń i strzeliłam kilka razy.
Rozpłynął się, aby po chwili znów nade mną zawisnąć. Nie reagował na srebrne
kule, więc można było zawężyć jego identyfikację o kilkaset istot. Nie miałam
nic pod ręką, więc wciąż zawzięcie strzelałam. W końcu coś rozbłysło. Odruchowo
przymknęłam powieki, a kiedy znów otworzyłam oczy, a obraz się wyostrzył,
zobaczyłam Castiela. Wyciągnął do mnie dłoń, którą bez wahania chwyciłam.
-Czy ja wyglądam
na dziwkę? – Mruknęłam.
-Na, kogo?
-Nie ważne, dzięki
– rzuciłam, wywracając teatralnie oczami.
-Zachariasz pyta
jak ci idzie – powiedział, dorównując mi kroku.
-Zależy, o czym
mowa – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego – Na pewno łowcy z Minnesoty
są w mieście i polują na to co my, to tylko kwestia czasu.
-Jak myślisz,
wiedzą już, kto nim kieruje?
-Kieruje?
Sugerujesz, że barman umyślnie wezwał ducha Kuby Rozpruwacza?
-Myślałem, że sama
już na to wpadłaś.
-Ja raczej
sądziłam, że on nim jest... Tak jakby.
-Uważaj na siebie.
Ten barman już wie o tobie, dlatego nasłał na ciebie ducha.
-Pięknie –
westchnęłam – wracam do motelu, może chłopcy czegoś się dowiedzieli.
-Miej też oko na
Sama – powiedział przelotnie.
-Sama? O czym
znowu nie wiem – stanęłam i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Nie jest do końca
czysty – odparł.
-Co to znaczy?
-Pewnie dowiesz
się w swoim czasie.
Wiedziałam, że z
niego nic nie wyciągnę. Zacisnęłam usta w wąską linię i ruszyłam przed siebie.
Przynajmniej wiedziałam już, z czym mamy do czynienia. Pytanie tylko, jakiego
zaklęcia użył barman, żeby „ożywić” Kubę. Musiało być potężne, bowiem może nim
sterować. Jestem też pewna jednego, albo jest tak dobry w tym, co robi, albo to
totalny idiota, który nawet nie ma pojęcia, w co się wpakował... Stawiałam na
to drugie.
Kiedy wróciłam do
motelu Dean szperał w dzienniku ojca, Sam przeglądał Internet i oboje nie
zwracali na siebie uwagę. Sytuacja była napięta i łowcy raczej nie chcieli „o
tym czymś” ze sobą rozmawiać. Nie ukrywam, byłam ciekawa i to bardzo, ale
musiałam znaleźć dzieciaki z drugiej szkoły i teraz tylko to się liczyło.
-Pominę szczegół,
że Kuba wziął mnie za dziwkę – odezwałam się, krzywiąc się przy okazji – Wiesz
za to, kto nim steruje...
-Barman – rzucił
Dean, uśmiechając się przebiegle.
-Skąd wiedziałeś?
-Był obecny na
miejscach zbrodni – wyjaśnił młodszy Winchester - Musiał użyć mocnego zaklęcia.
-I to mnie martwi
– przytaknęłam.
Sam włamał się do
centralnej bazy danych, gdzie bez trudu odnalazł interesującego nas barmana.
Brian O’donell mieszkał niedaleko baru i od trzech lat leczy się
psychiatrycznie. Najwyraźniej leczenie nie przynosiło oczekiwanych rezultatów.
Zastanawiające jest jednak to, skąd ktoś taki miał dostęp do ksiąg z zaklęciami,
bo dostęp musiał mieć. Zaklęcia ożywiające, tak samo jak przywołujące są groźne
i zahaczają o czarną magię. Istoty, którym przerywa się „wieczny odpoczynek”
bywają niezwykle bezduszne wobec osób, które się tego dopuszczają.
Dom Briana był
niewielki, mógł mieć może z siedemdziesiąt metrów kwadratowych. Przypominał
kawalerkę, z tą różnica, że znalazło się też miejsce na garaż. Widać, że
brakowało tu kobiecej ręki; elewacja odpadała, drewniany ganek uginał się przy
każdym kroku, a zwiędłe kwiaty jak nic dodawały mu uroku. Mężczyźni szli
przodem, a ja nieco się wlekłam, rozglądając się po okolicy. Moją uwagę przykuł
ciemny, dość duży samochód zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Nikogo w
środku nie było, dostrzegłam za to niewielki wisior zawieszony na lusterku,
który kształtem przypominał pentagram.
Przyspieszyłam i
dołączyłam do chłopaków. Drzwi były otwarte, pchnęli je i usłyszeliśmy
przepychankę, a potem strzał. Cała nasza trójka automatycznie wyjęła broń i
odbezpieczyła ją. Kiedy wpadliśmy do salonu pierwsze, co zobaczyliśmy to
czwórkę nastolatków. Jeden z nich trzymał na muszce – zapewne – Briana,
pozostali celowali w nas. Wyraz twarzy Deana wskazywał na to, że nie zamierza
skapitulować. Uniósł nieco głowę, ściągnął brwi, a na jego czole pojawiła się
lwia zmarszczka. Zrobił krok do przodu, a nastolatek, który przed nim stał
nawet nie zdążył zareagować. Winchester w mgnieniu oka odebrał mu broń i
pozbawił ją amunicji.
Pozostała trójka w
kompletnym zdumieniu gapiła się to na nas to na Briana. Zastanawiałam się, czy
są to dzieciaki ze szkoły, czy ci, którzy odeszli. Miałam nadzieje, że w grę
wchodzi to drugie rozwiązanie, bowiem jeśli są to uczniowie Abaddona, to gdzieś
w okolicy są też demony.
-Pomóżcie mi –
jąkał się Briana – oni chcą mnie zabić!
-Bo jesteś
mordercą – warknęła drobna brunetka.
-On nie jest
mordercą – odezwałam się – on jest po prostu idiotą.
-Nie wtrącaj się
blondi – burknął kurduplowaty rudzielec.
-Nazwij mnie
jeszcze raz blondi, a jak Boga kocham, wybije ci te śliczne białe, dziecinne
ząbki – rzuciłam.
-Odłóżcie broń –
teraz to Sam postanowił się wtrącić.
-Bo co?
-Bo na razie
ładnie prosimy – Dean podszedł bliżej Briana – Gadaj, jakiego zaklęcia użyłeś.
-Nie wiem, o czym
mówisz! Zatrzymajcie ich, to jacyś psychopaci – jojczył.
-Cofnij się –
brunetka wetknęła broń między łopatki szatyna.
-Najwyraźniej ktoś
musi przeczyścić uszy – Dean odwrócił się gwałtownie i chwycił dziewczynę za
nadgarstki.
-Dość tej zabawy,
dawać te pukawki – pozostała dwójka grzecznie oddała pistolety. Nie podobało im
się to, ale nie mogli nic zrobić.
-Nie wiem czy
wiesz, co zrobiłeś, Brian – powiedziałam, – ale cie uświadomię. Ożywiłeś w
jakiś sposób Kubę Rozpruwacza, takie zaklęcia zawsze działają w dwie strony.
Jeśli go nie zabijemy, to wróci i zrobi z ciebie miazgę.
-Tam – po namyśle
wskazał półkę, na której leżała wytargana z jakiejś książki strona.
-Dlaczego wcinacie
się w naszą robotę – wysoki brunet, zerknął na mnie pytająco. Nie
odpowiedziałam tylko pokręciłam głową i wywróciłam teatralnie oczami. Podeszłam
do półki i wzięłam do ręki kartkę.
-Dzięki za pomoc,
ale sobie poradzimy – trajkotała brunetka.
-Możesz się
zamknąć – wycedziłam.
-Nie chce wam
przeszkadzać, ale... – Jeden z nastolatków zrobił ogromne oczy i cofnął się do
tyłu, omal nie wpadając na Deana.
Automatycznie
spojrzeliśmy w kierunku, w którym patrzył. W progu stał nie, kto inny jak Kuba,
który gapił się w nas wielkimi, czarnymi oczyma. Tym razem jego twarz nie była
zakryta i wyraźnie mogłam dostrzec głębokie cięcia na jego ustach. Ubrany w
charakterystyczny strój noszony w dziewiętnastym wieku sprawiał wrażenie
postaci wyrwanej z kontekstu. Warczał wlepiając we mnie ślepia. Zapewne nie
zamierzał odpuścić i dokończyć dzieła, które przerwał Castiel. Zniknął, aby po
chwili pojawić się za mną. Ranił mnie brzytwą i przycisnął mnie do ściany.
Seria strzałów rozległa się w pomieszczeniu. Zarówno Winchesterowie jak i
nastolatkowe oddawali strzały, w nadziei, że Rozpruwacz mnie puści.
Dean w końcu
zmienił naboje na solne i dopiero to zdołało nieco rozproszyć napastnika.
Upadłam na kolana ciężko dysząc. Szybko obok mnie pojawił się Sam, a pozostali
stanęli przede mną i rozglądali się nerwowo, oczekując pojawienia się ducha.
-Jak go zabić? –
Spytała zestresowana dziewczyna.
-Gdzie to cholerne
zaklęcie? – Młodszy Winchester pomógł mi wstać.
Kartka leżała pod
nogami Briana, który był tak sparaliżowany strachem, że nie potrafił się nawet
ruszyć. Dean podał mi świstek papieru i zerkał mi przez ramie, próbując
rozszyfrować zapisane znaki.
-Muszą tu być
jakieś wskazówki, – kiedy to powiedział Kuba pojawił się za nim i cisnął dłoń w
jego ciało. Widzieliśmy, jak „wierci” łapą w klatce piersiowej chłopaka. Na
twarzy Winchestera widać było rozdzierający ból. Nie mogłam na to patrzeć.
Nastolatki zaczęli panikować, najwyraźniej Abaddon nie zdążył ich jeszcze
wszystkiego nauczyć. Nie wiedzieli jak się zachować. Mieli czysto teoretyczną
wiedze i zapewne większość z nich niedawno zaczęło polować. Sam obkładał Kubę,
próbując odwrócić jego uwagę od Deana. Nie wiele to dawało, dlatego chwycił
żeliwny pręt i poddusił Rozpruwacza. Dopiero wtedy odpuścił i szatyn chwycił
się za żebra łykając powietrze.
-Dean nic ci nie
jest? – Spytał młodszy z braci.
-Czuje się jak po
kolejce górskiej – burknął chłopak.
-Zróbcie coś,
zaraz nas wybije – rzucił rudzielec.
-On jest
zdeterminowany – zauważyłam.
-Ja nie
wiedziałem, nie wiedziałem – Brian chwycił się za głowę i pochylił –
Przepraszam.
-Teraz przepraszasz!
A te wszystkie dziewczyny zginęły, bo co? Bo nie byłeś dla nich za dobry? –
Odparł rudzielec.
-To jakaś forma
ducha – Sam próbował coś wymyślić, ale z posiadanych informacji nie wiele mógł
wywnioskować.
-Trzeba spalić
kości! – Najwyraźniej brunetka nie była tą najbystrzejszą, a mówią, że to
blondynki są głupie.
-Jak chcesz to
zrobić? Jego kości są w Anglii, jak się tam teleportujesz, to może ci się uda –
odparłam wściekła jak osa. Zaczynałam się naprawdę niepokoić, a głupawe pomysły
dzieciaków, które nie miały pojęcia o tym, co robią zaczynały mnie irytować.
-Może ma coś, co
do niego należało? To na pewno zwiększyłoby siłę zaklęcia – podsunął Sam.
-Mam list, jeden z
tych, które napisał – powiedział barman.
-Świetnie, spalmy
go.
-Jest w sypialni
pod deską podłogową.
-Sam, idź do
kuchni i zbierz tyle soli ile się da. – Polecił starszy Winchester.
-My mamy worek
soli – rzucił rudzielec grzebiąc w tobie – wystarczy.
-Powinno.
Sam zaczął otaczać
nas okręgiem solnym, który miał zatrzymać ducha. Sól ma symbolizować czystość,
nieśmiertelność i ochronę przeciw obcym wpływom. W Polsce sól często
wykorzystywana była, jako ochrona nieochrzczonego dziecka przed wpływem
szatana. To nic dziwnego, że duchy zwyczajnie jej się boją. Ludzie, którym
pomagamy zazwyczaj bagatelizują tą przyprawę, ale nam łowcą wielokrotnie
ocaliła życie.
-Nie ruszać się
stąd – Dean wskazał okrąg, a sam wyszedł. Postanowiłam mu pomóc, w końcu im
szybciej znajdziemy list, tym szybciej będzie po Kubie, który najpewniej
niebawem znów nas odwiedzi.
-Tacy jak on
powinni być przymusowo zamykani w psychiatryku – odezwał się szatyn, próbując
podważyć jedną z luźniejszych desek podłogowych.
-Mowa o Brianie
rozumiem – pokiwałam głową.
-Wezwał ducha,
przez niego zginęło kilka kobiet i teraz, co? Ten palant nawet nie kuma, co
zrobił – wyrwał deskę i wsunął dłoń pod podłogę.
-Masz?
-Ta, coś tam jest.
-Najczęściej nie
wiedzą jak się kończą takie zabawy, nie wiem tylko, dlaczego w ogóle go wezwał.
Co czuł się gorszy od ich klientów?
Winchester
odwrócił się w moją stronę i nawet nie musiał nic mówić. Gwałtownie schyliłam
się i brzytwa przecięła powietrze. Rozpruwacz stał teraz nad Deanem, który
próbował wyjąć dłoń. Widziałam jak duch uśmiecha się szyderczo i pochyla nad
chłopakiem. Próbowałam coś wymyśleć, ale ten pokój był wręcz sterylny nie było
żadnego żelaza, które mogłoby mi pomóc. Klęłam w duchy na swoją głupotę, jak
mogłam zapomnieć broni z nabojami solnymi?!
Dean w ostatniej
chwili wyjął dłoń i rzucił skrawek papieru w moją stronę. Duch chwycił go za
koszulę i docisnął do podłogi. Ostrze brzytwy przecinało jego policzek i nawet
siarczyste uderzenia nie pomagały Deanowi wyzwolić się z uścisku Kuby. Wypadłam
z sypialni jak oparzona. Kuchnia była zaraz, obok więc zapaliłam palnik w
kuchence i podpaliłam list. Wróciłam pomóc Deanowi. Rozpruwacz szamotał się i
wył, a jego ciało zdawało się płonąć. Winchester przyglądał się temu z drugiego
końca sypialni. Podbiegłam do niego i upadłam na kolana.
-Nic ci nie jest?
– Spytałam, dotykając ranionego policzka.
-Chyba jednak
zabije tego Briana – wychrypiał.
Kuba upadł na podłogę
i w mgnieniu oka spłonął. Odetchnęłam z ulgą i podałam szatynowi dłoń,
pomagając szatynowi wstać.
-Dlaczego to
zawsze ja obrywam? – Mruknął.
-Spójrz na to z
drugiej strony, gdybyśmy się nie pojawili to te gówniarze byliby martwi w kilka
sekund – odparłam.
-Marne
pocieszenie.
Wróciliśmy do
salonu. Sam widząc Deana domyślił się, że już po wszystkim. Podszedł do brata i
przyjrzał mu się uważnie. Ich więź była zaskakująca. Znałam wiele rodzeństw i
żadne nie było tak ze sobą blisko. Zazwyczaj na porządku dziennym były kłótnie,
ale w przypadku Winchesterów mogłam śmiało powiedzieć, że zazdrościłam im tego
i żałowałam, że jestem jedynaczką.
-Nic mi nie będzie
– mruknął wymijając go i rzucając mordercze spojrzenie Brianowi.
-Nie wiedziałem –
powtórzył barman.
Widziałam jak Dean
zaciska szczękę. Na końcu języka miał stek bluźnierstw, ale w końcu się
powstrzymał.
-Dobra, a teraz
sobie porozmawiamy – zwróciłam się do nastolatków – jesteście z Abaddonem?
-Nie, uciekliśmy –
powiedział rudzielec.
-Świetnie. Pewnie
wiecie, co knuje?
-A ty niby, kim
jesteś? – Warknęła brunetka.
-Geneviev Ross, i
z łaski swojej grzeczniej, właśnie pomogliśmy wam zabić ducha, z którym sami
nie dalibyście sobie rady.
-Ross? To o tobie
pieprzył ten sukinsyn – pokiwała głową.
-Mówił, co? –
Rzucił Sam.
-Że ją znajdzie i
zarżnie za to, co zrobiła.
-Zdrada jest dla
niego równoznaczna z karą śmierci – wyjaśniłam.
-Dlaczego stworzył szkoły dla łowców?
-Wy byliście
elitami, z jakiś szczególnych względów. Dla nas miał inne plany.
-Jakie plany? –
Spytał wyraźnie zaintrygowany Dean.
-Nie zdążyliśmy
się tego dowiedzieć, musieliśmy uciekać – wtrącił blondyn, który do tej pory
się nie odezwał.
-Co rozumiesz
przez elity? – Samuel ściągnął brwi i przyjrzał się chłopakowi.
-Wiem tylko, że
demony nie miały prawa się do nich zbliżać. Kilkoro próbowało i kiepsko to się
dla nich skończyło.
-Wy cały czas
wiedzieliście o demonach? – Zdziwiłam się.
-Wmawiał nam, że
są „wyleczone” i pomagają nam się zaklimatyzować w nowej sytuacji.
-Jak można być tak
naiwnym – wywróciłam teatralnie oczami.
-Ufaliśmy mu, po
za tym nie traktował nas źle. Każde z nas miało własnego opiekuna. – Odparła
nieco zmieszana dziewczyna.
-Dlaczego
zostaliście w Minnesocie? Jak was znajdzie, to nie będzie się dla niego nic
liczyło, wiecie o tym, prawda? – Mówił Sam.
-Ta, ale musimy
mieć go na oku. Z pozostałymi chcemy go załatwić i zbieramy informacje.
-Coś kiepsko wam
idzie – zauważyłam z przekąsem.
-Jest nas
niewielu, a pozostali wciąż są pilnowani.
-Słyszeliśmy o tym
– potwierdził Dean, po czym dodał – Powinniśmy się wynosić.
-Dzięki za pomoc –
odezwał się barman.
-Zapamiętaj. Jak
to się powtórzy to zapolujemy, ale na ciebie – odparł szatyn z mrożącym krew w
żyłach wyrazem twarzy. Nie żartował.
Wróciliśmy do
motelu. Nic więcej nie mogliśmy wyciągnąć z nastolatków - byli kiepskimi
donosicielami. Niemniej zastanawiało mnie to, co powiedzieli o elitach. Dlaczego
byliśmy tacy wyjątkowi? Co było w nas niezwykłego? A może chodziło o naszych
rodziców? Miałam nadzieje, poznać prawdę, albo przynajmniej dowiedzieć się, o
co chodzi Abaddonowi, tymczasem pojawiło się jeszcze więcej pytań...
Dean postanowił
przejść się do knajpy – zgłodniał i uznał, że przyniesie nam chińszczyznę. Nie
protestowałam, mi też zaczęło ssać w żołądku. Usiadłam przy laptopie i zaczęłam
szperać w Internecie. Miałam nadzieje natknąć się na wzmianki, które mogłyby
wskazywać na obecność demonów z rozdroży. Chodziło głównie o przypadki wielkiej
wygranej przez osobę klepiącą biedę, bądź cudowne wyzdrowienie, którego nawet
lekarze nie mogli wyjaśnić. Coś takiego zawsze nasuwało na myśl demona, choć
inni doszukiwali się Boskiej interwencji.
Sięgnęłam po kubek
białej kawy i upiłam spory łyk. Gorący napój rozlał się po moich podniebieniu,
sprawiając, że nieco się otrząsnęłam. Przewinęłam kolejną stronę w dół i
zauważyłam krótki artykuł o małżeństwie, których córka przeżyła pożar domu. Doszło
do tego dwadzieścia dwa lata temu w Wisconsin. Państwo pomogło im się
pozbierać, ale córeczka miała zostać kaleką. Po dwóch miesiącach dziecko
odzyskało zdrowie, a lekarze nie mogli tego wyjaśnić. Niewielka fotografia była
już zamazana, i choć słabo pamiętałam ojca, to potrafiłam go rozpoznać.
Zamarłam gapiąc
się z głupim wyrazem twarzy w monitor, który po chwili zgasł przez rozładowaną
baterie. Sam wrócił z łazienki i wyraźnie zaciekawiony podszedł bliżej.
Pochylił się odrobinę i uniósł pytająco brew. Przełknęłam ślinę i zamknęłam
komputer.
-Wiem, dlaczego
rodzice zawarli pakt – wydukałam.
-Co?
-To wszystko
przeze mnie...
~*~
Podoba
się?
Mam nadzieje, że jesteście usatysfakcjonowane :D
Mam nadzieje, że jesteście usatysfakcjonowane :D
Pozdrawiam
:D
Już myślałam, że sprawa Kuby Rozpruwacza skończy się znacznie gorzej dla Deana lub Geneviev, bo złośliwy duch to tę dwójkę upatrzył sobie za swój ulubiony cel spośród wszystkich obecnych łowców, ale na szczęście w porę udało się spalić ten list. Że też istnieją tak głuupi ludzie jak ten barman, którzy nawet nie zdają sobie sprawy z powagi konsekwencji ich czynów. Szkoda, że nie można go było obarczyć odpowiedzialnością za śmierć tamtych kobiet i nie trafił do więzienia, gdzie mógłby przemyśleć swoją głupotę.
OdpowiedzUsuńOd nastoletnich łowców niestety nie dowiedzieli się zbyt wiele na temat Abaddona, chociaż ta wzmianka o elicie brzmi ciekawie. Ciekawe, kogo demon uważał za godnego dostania się do elity? Tylko dzieci, których rodzice zawarli umowę z demonem lub coś w tym stylu? I do jakich celów tak naprawdę ich szkolił? Bo pewnie nie chodziło mu wcale o zwykłe polowanie na potwory.
Czyli to Gen jest tą dziewczynką, która przeżyła pożar, ale miała być kaleką? Chyba na jej miejscu wolałabym nie znać całej prawdy, bo przecież ta okazuje się brutalna i będzie jej ciążyć przez resztę życia - rodzice poświęcili się dla niej.
Wiesz, ilość stron nie do końca jest miarodajna - lepiej patrzeć na liczbę słów, bo na przykład u mnie w wordzie Twój rozdział ma jedenaście stron ;D W każdym razie bardzo się cieszę, że był dłuższy, bo na dłużej mogłam pozostać w świecie Twojej wyobraźni. Świetnie się czytało.
Pozdrawiam serdecznie!
Tym razem byłam dla nich łaskawa ;) To jest fakt, jeden naważy bigosu, a jedzą go inni.
UsuńNo... w następnej części dowiesz się jeszcze więcej, więc poczekać musisz ;)
Ja pisze standardowo 11 times new roman, akapity raczej normalne, ale fakt, co word to inaczej wychodzi ;)
Takiej długości rozdziały mogłabyś dodawać już zawsze, chociaż nie. Ja nawet dłuższymi bym nie pogardziła! :) Ten mi się bardzo podobał. Rozwikłała się sprawa z Kubą Rozpruwaczem, no i nasi bohaterowie spotkali tych młodych i jak widać, lekkomyślnych łowców. Cóż na przykład ten barman, zaczęło mi się nawet zdawać, że ma on mózg wielkości orzeszka. Czy on w ogóle, jakoś tak bardziej, zrozumiał, że jest odpowiedzialny za śmierć niewinnych kobiet? Jak dla mnie nie zdaje on sobie tak naprawdę do końca z tego sprawy, a błędy w swoich czynach dostrzegł dopiero, kiedy i on znalazł się w niebezpieczeństwie.
OdpowiedzUsuńBędę czekać na ciąg dalszy! Jest tu naprawdę wiele spraw, które czekają na wyjaśnienie! A ja takowych zawsze wypatruję. Cóż tu dużo mówić? Rozdział świetny, a ja już mam chętkę na kolejny. pozdrawiam :)
Postaram się, ale nie wiem jak mi to wyjdzie ;D
UsuńNo barman inteligencja nie grzeszy, to jest fakt. I raczej nie pojmuje co jest grane, więc nikt się nie zdziwi, jak jeszcze raz wpakuje się w takie kłopoty.
Może i nikt się nie zdziwi, ale jak ten barman wywoła znów coś, co spowoduje zagrożenie życia u innych, to na pewno ktoś się wkurzy i mu już tego tak łatwo nie daruje...
UsuńPewnie tak ;)
UsuńRozdział świetny:D Długi i bardzo interesujący:)
OdpowiedzUsuń"-Czy ja wyglądam na dziwkę? – Mruknęłam.
-Na, kogo?" Hahahaha to takie typowe dla Castiela:D
Te nastolatki swoim zachowaniem przypominają mi trochę Ghostfacers z serialu:) Ale dobrze, że wszystko się wyjaśniło z Kubą, pozbyli się go i na szczęście nikomu nic się nie stało.
Ha! Wiedziałam! Wiedziałam, że rodzice Gen zawarli pakt dla niej;D Ciekawa jestem jakie plany miał Abaddon co do tych dzieciaków.
Zapraszam do siebie na nowy rozdział:)
Haha tak, jakoś tak ten fragment pasował mi do Cassa ;D
UsuńW sumie masz racje, oni też byli tacy ehm... wszystko niby wiedzący ;D
No co do planów musicie poczekać, jeszcze nie wiem jak sie dowiedziecie o co chodziło, ale mam nadzieje, że będzie ciekawie :D
Hehe Cass i jego odpowiedź na stwierdzenie Gen - no, ale to Cass on nie wie, co to prostytutka więc nic dziwnego, że nie zajarzył. Dobrze, że nic się nie stało. Czemu Winchesterowie nie powiadomili jej odnośnie informacji o barmanie? Wyczuwam napięcie między nimi. Hmmm Cass i te jego pobąkiwanie o Samie. Gen pewnie niedługo się dowie o co chodzi. Heheh to nie morderca a idiota - brawo dla niej za ten tekst :D Dobrze, że na czas się pojawili, bo z tymi dzieciakami było by źle. Uf udało się załatwić Kubę. No za dużo to od tych dzieciaków się nie dowiedzieli. Ciekawe co z tą elitą- mam pewne domysły, ale... zobaczymy czy trafię :) Zawarli pakt dla niej? Nieźle się robi. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Jednocześnie informuję, że u mnie pojawiły się nowe rozdziały. Zapraszam i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOn jeszcze nie wie, ale Dean go szybko uświadomi ;)
UsuńA no dowie się, szybko się dowie o chodzi :D
Fakt, mało się od nich dowiedzieli, ale i tak szybko się co nieco wyjaśni :D No, jakie masz domysły? Jestem ciekawa coś wykombinowała :D
Haha to ja chcę to przeczytać, jak Dean będzie uświadamiał Cassa - coś czuję, że będzie polewka na maksa, biorąc pod uwagę zupełną niewiedzę w tych tematach Cassa i Deana - babiarza :D
OdpowiedzUsuńA moje domysły odnośnie elity - że te dzieciaki specjalnie zostały wybrane i obdarzone czymś o czym nie wiedzą, albo są przeznaczone do czegoś o czym nie wiedzą - coś na zasadzie Sama i reszty a Żółtookim.
No coś na zasadzie Sama. Są do czegoś przeznaczone, są wyjątkowi, ze względu na swoich rodziców ;)
Usuń