W Illinois panowała
wichura. Niebo było granatowe, a spod ciemnych chmur przebijał się zbłąkany
promień słońca. Co rusz do naszych uszu dochodziły werble deszczu, który
znacznie utrudniał prowadzenie wozu. Dean zatrzymał się na poboczu, aby
odczekać ulewę, po czym znów ruszył. Pogoda zmieniała się diametralnie w ciągu
kilku minut. Teraz, słońce prażyło niemiłosiernie, odbijając blask od mokrego
asfaltu, aby po chwili znów nadeszło oberwanie chmury. Nigdy wcześniej nie
byłam świadkiem czegoś podobnego. Byłam pewna, że łaski są w pobliżu.
-Zatrzymajmy się
gdzieś – powiedziałam, na co chłopak przytaknął głową i skręcił w najbliższą
alejkę.
-Nie wiem, od czego
zacząć – stwierdził, drapiąc się po głowie.
-Zarezerwuj pokój,
ja wezmę parę rzeczy – powiedziałam, chcąc zbyć Deana i wezwać Castiela.
O czym myślę? Skoro
jestem po części aniołem, powinnam wyczuwać łaski. Przynajmniej tak mi się
wydaje, choć mogę się mylić.
Winchester kiwnął
potakująco głową i wszedł do niewielkiego budynku. Upewniłam się, czy nikt mnie
nie obserwuje, po czym cicho wymówiłam imię anioła. Po krótkiej chwili Cass
pojawił się tuż obok mnie. Przyglądał się mi uważnie, zapewne nie bardzo
rozumiejąc, czego od niego chce. W końcu odchrząknęłam i rzuciłam okiem w
stronę wejścia do motelu. Zza szyby doskonale widziałam szatyna, ale z kolei
nie chciałam żeby on widział jak rozmawiam z Cassem. Chwyciłam bruneta za rękę
i pociągnęłam za sobą.
-O, co chodzi? –
Spytał wyraźnie zdziwiony moim zachowaniem.
-Jestem po części
aniołem, tak?
-Tak, jesteś aniołem
i...
-Mniejsza o to. –
przerwałam mu kiwnięciem ręki - Powiedz mi... Czy w takim razie ja... No wiesz
mam jakieś umiejętności?
-O łaskę? W zasadzie
masz łaskę, jak każdy anioł. Jednak nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie, co
do samych mocy. Czasami osoby tobie podobne posiadają wszystkie anielskie
umiejętności, ale innym razem są kompletnie ich pozbawione.
-Czyli nie wiesz –
westchnęłam.
-To wszystko może
się w tobie obudzić, ale wcale nie musi.
-A czy mogę wyczuć
łaski innych aniołów?
-To coś naturalnego,
więc myślę, że tak – przyznał.
-Jak to zrobić?
-Musisz po prostu
nakierować swoje emocje na odpowiedni tor.
Zmrużyłam oczy i
zapewne wyglądałam jakbym się próbowała nad czymś intensywnie skupić, co
oczywiście nie bardzo mi wychodziło, zdając sobie sprawę z tego, że Dean w
każdej chwili może mnie nakryć na... Spiskowaniu z Castielem. W gruncie rzeczy
ten anioł nie był taki zły, był nawet znośny, o ile był sam i mógł logicznie
samodzielnie pomyśleć. No, ale w tej chwili nie był zbyt pomocny, bo sama
musiałam się skupić... Ale moment, skoro ja potrafię wyczuć łaski, to niby,
dlaczego oni nie mogą nam podać na nie namiarów?
-Właśnie przyszło mi
coś do głowy. – warknęłam, co zbiło z tropu bruneta – Skoro ja wyczuwam łaski,
wy też możecie to zrobić, więc dlaczego nie powiecie nam, gdzie one do cholery
są?! Wiesz ile czasu byśmy zaoszczędzili?!
-Te łaski są
inaczej... Skonstruowane. – mruknął - Anioły nie potrafią ich wyczuć, ale ty
jesteś w połowie człowiekiem, wiec to, co innego...
-Powiedzmy, że
rozumiem – skrzywiłam się i raz jeszcze próbowałam się skupić.
-Myśl o tym...
Wywróciłam
teatralnie oczami i westchnęłam pretensjonalnie. Nic mi nie wychodziło, a
skupianie się nad łaskami było totalnym nieporozumieniem, choć wewnątrz czułam
wyraźnie siłę... Ale nie mogłam jej w żaden sposób zlokalizować.
-Na pewno tu są, ale
nie wiem gdzie – odezwałam się.
-Muszę iść – odparł
i zniknął. Odwróciłam się i w tedy zamarłam. Dean stał z kamienną twarzą, nie
spuszczając ze mnie wzroku. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Był wściekły i
rozgoryczony, oczekiwał wyjaśnień. Powinnam była wcześniej z nim o tym
porozmawiać, a tak... Dowiedział się o wszystkim przez przypadek.
-Przepraszam, nie
wiedziałam jak ci to powiedzieć – wyszeptałam, na co szatyn odwrócił się
napięcie i zniknął za budynkiem.
-Idiotka – warknęłam
do siebie i ruszyłam za chłopakiem. Winchester wsiadł do Impali i odpalił
silnik, potem ruszył skręcając na główną drogę.
Miły kolejne
godziny. Martwiłam się o Deana, nie wiedziałam dokąd pojechał, ani co zamierza
zrobić. Myśl o tym, jak bardzo go zawiodłam, była dołująca, jednak nie mogłam
wyjawić mu prawdy. Nawet ja tego nie pojmowałam. Nie chciałam wydzwaniać do
Winchestera, wiedząc zarówno, że nie odbierze jak i, że potrzebuje chwili na
przemyślenia. Bezczynne siedzenie jeszcze nikomu nie pomogło, więc w końcu
postanowiłam przejść się do najbliższego baru, aby porozmawiać z miejscowymi.
Kilka przecznic od
motelu znajdował się bar Rubin. Weszłam do niego i od razu uderzył mnie fakt,
że jest on całkowicie pusty. Tylko młoda barmanka stała za ladą i ze znudzeniem
przeglądała gazetę. Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do dziewczyny. Na mój
widok wyraźnie się ożywiła, odłożyła gazetę w kąt i zwróciła;
-Co podać?
-Hamburgera i cole –
powiedziałam, na co barmanka krzyknęła moje zamówienie w stronę kuchni, skąd
dochodziły odgłosy krzątania.
-Zawsze tak tu
tłoczno? – mruknęłam.
-Jeszcze trochę i
splajtujemy – odparła, krzywiąc się.
-To może jednak nie
chce tego hamburgera...
-Nie o to chodzi,
jeszcze tydzień temu bar był pełen, ale coś się zmieniło. Ludzie nagle stali
się pobożni.
-Czyli, że co? –
uniosłam pytająco brew, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
-Gdyby mogli
zamieszkaliby w kościele. Nawet rudy Joe, siedział za zdewastowanie cmentarzy,
a teraz? Bawi się w apostoła, łazi od domu do domu i próbuje ludzi nawracać.
Czyli już wiem,
gdzie szukać łask. Nieźle to wykombinowali, w końcu nikt nie wpadłby na to, że
demony mogą je ukryć w kościele. Ciekawe jak udało im się nawrócić bezbożników,
co takiego im zrobili, co obiecali. Przypuszczam, że ci wszyscy ludzie mają za
zadnie trzymać z daleka łowców, którzy niebawem pojawią się w mieście, w końcu
trudno nie zauważyć tego, co dzieje się z pogodą.
Wróciłam do motelu i
zastałam Deana siedzącego przy stoliku i gmerającego w Internecie.
-Martwiłam się –
powiedziałam cicho, na co Winchester posłał mi lodowate spojrzenie, jedno z
tych, które serwuje tym wszystkim potworom, na które polujemy.
Jeszcze nie jest
gotowy, pomyślałam.
-Wiem, gdzie są
łaski – nic nie odpowiedział, więc kontynuowałam – demony ukryły je w kościele.
Po tych słowach po
prostu wstał, chwycił za kluczyki i wyszedł. Zdumiona wybiegłam za nim i
zauważyłam, że wsiada do wozu. Wpakowałam się na siedzenie pasażera. We wnętrz
czuć było silną woń alkoholu, więc wnioskowałam z tego, że Dean postanowił
rozjaśnić sobie umysł procentami. Nie byłam pewna czy chce, aby Winchester
prowadził, jednak nim zdążyłam coś powiedzieć, szatyn ruszył z piskiem opon.
-Co zamierzasz
zrobić? Oni używają ludzi, jako żywe tarcze – powiedziałam.
-No nie wiem... ty
mi powiedz, to twój drugi dom – odparł kpiąco.
-Daruj sobie. –
warknęłam – Nie mówiłam ci tego, bo sama dowiedziałam się niedawno, po za tym
to nie sprawia, że czuje się wyjątkowa. Jestem tą samą idiotką, która zaufała
Abaddonowi.
-Gen... – nie
wiedział co powiedzieć, wciąż był wściekły i widziałam w jego oczach, że
jeszcze moment a wybuchnie.
-Po prostu przepraszam.
Nie ufam im, ale tego, kim jestem nie zmienię – powiedziałam na koniec.
Po pięciu minutach
zatrzymał samochód przed starym kościołem. Tak jak przypuszczałam na placu jak
i tuż przed wejściem stała spora grupka osób. Najprawdopodobniej we wnętrz jest
ich jeszcze więcej, dzięki czemu Lilith nie będzie musiała ingerować w nasze pojawienie
się. To jednak było dla nas ogromnym problemem, bowiem są to tylko ludzie...
Głupi, bo głupi, ale ludzie. Jak więc mieliśmy dostać się do środka i odebrać
łaski?
-To nie będzie łatwe
– podsumowałam.
-Idź tyłem, jakoś
odciągnę ich uwagę – powiedział, na co przytaknęłam głową i ruszyłam wzdłuż
ogrodzenia.
Wątpiłam w nasze
umiejętności, nie mogliśmy zabić ludzi, i demony o tym doskonale wiedziały.
Byliśmy w trudnym położeniu, z jednej strony nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy
odebrać Lilith łaski, ale z drugiej, jak mamy to zrobić? Nie wejdziemy tam nie
zauważenie, demony na pewno wyprali mózgi tym wszystkim ludziom, którzy teraz
staną murem za Lilith. Sytuacja była poważna, tylko krok dzielił demonice od
złamania kolejnej pieczęci.
Przechodząc na tyły
kościoła dostrzegłam niedużą wieżyczkę połączoną z zakrystią. Nikt jej nie
pilnował, więc stwierdziłam, że raz kozie śmierć. Niepostrzeżenie wyłoniłam się
zza potężnych krzaków i podeszłam do drzwi. Pomajstrowałam chwilę przy klamce i
po chwili weszłam do środka. Ku mojemu zadowoleniu znalazłam się w archiwum
kościoła. Na jednej ze ścian znajdowała się mapa, która pokazywała korytarze
ciągnące się niemal pod tutejsze domostwa. Jeden z nich prowadził do
pomieszczenia, które oznaczone były, jako X. Może moja nadzieja była wyjątkowo
głupia, jednak cichutko wierzyłam, że właśnie tam znajdziemy łaski.
W pewnej chwili do
moich uszu doszły krzyki, wrzaski i odgłosy bijatyki. Nawet nie chciałam
wiedzieć, co się dzieje, ale byłam niemal stuprocentowo pewna, że Dean właśnie
w ten sposób odwraca uwagę demonów. Drzwi, prowadzące do zakrystii były
zamknięte, nie miałam czasu bawić się zamkiem, dlatego wyjęłam broń i
strzeliłam. Kiedy wybiegłam z zakrystii zobaczyłam jak tłum ludzi napiera na
Winchestera, który stara się odpierać każdy atak, choć tak naprawdę opadał z
sił. Musiałam coś zrobić. Strzeliłam w sufit i przypadkowo trafiłam w żyrandol,
który z rumorem spadł na podłogę, roztrzaskując się na tuzin maleńkich
kawałków. Cała uwaga skupiła się teraz na mnie, a ja w końcu mogłam przyjrzeć
się Deanowi. Był zakrwawiony, ale jeszcze miał na tyle siły, aby utrzymać
równowagę.
-Urocze – ktoś zaklaskał
i zaśmiał się gorzko. Odwróciłam się i zobaczyłam wysoką blondynkę stojącą na
schodach. Trzymała w dłoni niewielką szkatułkę, która na pierwszy rzut oka
niczym się nie wyróżniała. Przypuszczałam jednak, kim jest dziewczyna i czego
strzeże. Lilith miała w garści łaski i właśnie chciała je zniszczyć. Zrobiłam
krok w jej stronę, ale wtedy ruszyła dłonią, a ja jak szmaciana lalka zostałam
odrzucona do tyłu, uderzając w uchylone drzwi. Przed oczami zrobiło mi się
ciemno, a ból głowy był niewyobrażalny, miałam wrażenie, że jeszcze chwila a
zwymiotuje. Jęknęłam przeciągle i zadarłam głowę, wzrokiem szukając szatyna.
-Gen? – Dean próbował
się do mnie dostać, ale grupka ludzi chwyciła go za ramiona i powaliła na
ziemię.
-Nie bądźcie tacy...
Tragiczni – powiedziała blondynka.
-Zamknij się suko –
warknął Dean, a kiedy to mówił, potężny mężczyzna uderzył go w łopatki.
Pomyślałam o tym, jak
bardzo chciałabym stanąć teraz twarzą w twarz z Lilith i pokazać jej, że ludzie
nie są słabymi, bezbronnymi istotami, gdy w pewnej chwili poczułam silne
mrowienie, przez ułamek sekundy nic nie widziałam, a gdy otworzyłam oczy stałam
przed demonicą, która w kompletnym zdumieniu nie wiedziała, co zrobić.
Odruchowo pchnęłam ją do tyłu. Zachwiała się, jednak zdołała utrzymać się w
pionie. Znów się zamachnęła, lecz nie zdołała mnie odrzucić. Coś ją blokowało,
a ja, choć nie miałam zielonego pojęcia jak to robię, byłam w tej chwili
szczęśliwa, że wciąż żyje.
Uśmiechnęłam się
prowokacyjnie i zrobiłam krok do przodu. Lilith bynajmniej nie atakowała,
chwyciła święcę i podpaliła szkatułkę, a potem po prostu rozpłynęła się w
powietrzu. W kościele rozległ się szelest, a zdumione szepty mieszały się z
głośnymi krzykami, zdumionych, oszołomionych ludzi. Szkatułka płonęła, a wraz z
nią łaski. To koniec, kolejna pieczęć złamana. Jesteśmy beznadziejni.
-Gen? – poczułam na
ramieniu dłonie Winchestera.
-Schrzaniliśmy – podsumowałam
słusznie.
-Tak, ale wiemy
teraz, że Lilith się ciebie boi.
-Co?
-Zwiała, obawia się
ciebie – powiedział.
-Przecież nic jej
nie zrobiłam – wzruszyłam ramionami.
-Po pierwsze stałaś
tam – wskazał dłonią drugi koniec kościoła – teraz jesteś tu, a po drugie
blokowałaś ją. Nie jesteśmy na spalonej pozycji.
-Zachariasz nie
będzie szczęśliwy.
-Chrzanić go.
Wracajmy do Singera, musimy w końcu ogarnąć sprawę z Samem, bo bez niego i tak
możemy sobie w dupe to wszystko wsadzić.
-Miejmy nadzieje, że
doszedł do siebie – westchnęłam i ruszyłam za chłopakiem. Pomogłam mu iść, bo
wciąż nieco się chwiał. Zaproponowałam, że poprowadzę, ale Dean ostatecznie
stwierdził, że sobie poradzi. Tylko jedna rzecz w tym całym popapranym dniu
wyszła nam na dobre... Dean o wszystkim wie, a teraz najwyraźniej przekonał się
do mojego pochodzenia i nie sprawia mu to teraz takiego problemu....
*
Ostatnio
mam coraz mniej czasu. Próbuje być na bieżąco, ale i tak zdarza mi się wpadać
do was z opóźnieniem. Mam nadzieje, że nie macie mi tego za złe :(