W
rozdziale jest sporo dialogów, ale mam nadzieje, że całość przypadnie Wam do
gustu.
Sporo
się wyjaśni! Wiem, niektórym ten pomysł skojarzy się z moim poprzednim
opowiadaniem, ale nie będzie to odwzorowanie tamtej historii.
Jeśli
chodzi o Abaddona, jeszcze raz napisze, że nie ma nic wspólnego z demonem,
który pojawił się w SPN. „Mój” jest postacią, którą de facto wymyśliłam dwa
lata temu, (więc długo przed twórcami serialu) :)
Dobrze,
już nie zanudzam! Czytajcie i komentujcie, wszyscy bez wyjątku, w końcu muszę
znać zdanie Was wszystkich! ;D
~*~
-To mój ojciec –
wskazałam na mężczyznę na fotografii.
Na dłuższą chwilę
zapanowała cisza. Winchester przyglądał się osobą na zdjęciu. Wyglądał, jak
gdyby próbował wszystko sobie poukładać, lub wysunąć odpowiednie wnioski. Mi
się to nie mieściło w głowie. Nie myślałam logiczne, i choć mój mózg zaczął
działać na zwiększonych obrotach, to nic nie chciało do siebie pasować.
-Demon miał cie
uleczyć, a w zamian wrócił po dziesięciu latach i zabił twoich rodziców. – Podsumował
brunet.
-Nic nie
wiedziałam. Przy mnie nigdy nie wspominali o pożarze, tym bardziej o moich
problemach zdrowotnych.
-Jak doszło do
tego pożaru? – Rzucił, wciąż przyglądając się zdjęciu.
-Nie wiem –
wzruszyłam ramionami – w domu nie znalazłam też żadnych dokumentów.
-Ale był akt
notarialny i papiery o nieruchomości – zauważył słusznie.
Westchnęłam cicho
i podeszłam do łóżka. Normalny człowiek nie bierze na poważnie czegoś takiego
jak umowa z demonem. Musiałam dowiedzieć się, co spowodowało pożar. W tej
historii było zbyt wiele zbiegów okoliczności. Rozżaleni, zdenerwowani rodzice
wzywają demona i akurat przez zupełny przypadek pojawia się jeden z najpotężniejszych
po to, aby zawrzeć z nimi zwykły pakt? Demon, który obraca wszystkimi umowami na
lewo i prawo nie pofatygowałby się osobiście, wysłałby jakiegoś przydupasa, a
sam czekałby na świstek przyniesiony mu na złotej tacy.
Do pokoju wrócił
Dean. W jednej dłoni trzymał nadgryzionego hamburgera, a w drugiej reklamówkę z
porcjami chińszczyzny dla mnie i dla Sama. Rzucił na mnie okiem i uniósł
pytająco brew. Gapiłam się w sufit, ale i tak dostrzegłam porozumiewawcze
spojrzenie między braćmi. Czasami nic nie mówili, a i tak wiedziałam, że coś
sobie przekazują. Tym razem starszy Winchester pytał, co jest grane?
Oczywiście, Sam od razu pospieszył z wyjaśnieniami.
-To już coś –
podsumował Dean, kiedy wszystkiego się dowiedział.
-Twoi rodzice
mieli jakiś przyjaciół? Może wciąż żyje jakaś daleka rodzina? – Spytał Sam.
-Wiem tylko o
pastorze Clifie, ojciec od czasu do czasu wpadał do niego – odparłam,
wzruszając ramionami.
-Może ten cały
księżulek coś wie? – Podsunął Dean.
-Rozmawiałam z
nim, zaraz po tym jak uciekłam od Abaddona. Nie dowiedziałam się od niego
niczego szczególnego. Powiedział tylko, że rodzice mieli skrytkę w Nowym Jorku
, a on przetrzymywał klucz. Dał mi go, ale jeszcze nie zdążyłam sprawdzić, co
rodzice tam przechowywali... – Powiedziałam, po czym dodałam - Mówił też, że
powinnam na siebie uważać i ufać tylko najbliższym.
-On o czymś
wiedział. Może nie jest taki w ciemię bity? – Zauważył Dean.
-Ta, chyba czas
sprawdzić skrytkę. – Zgodził się młodszy Winchester.
-Ogarnę się trochę
i jedziemy – powiedział szatyn, wycierając dłonie w ścierkę.
-Jestem spakowany,
poczekam przy wozie – dodał Sam, zabierając swojego laptopa i wychodząc.
Dean wszedł do
łazienki, a ja wykorzystałam okazję. Chwyciłam kluczyki i kurtkę, resztę rzeczy
miałam już w samochodzie. Po cichu opuściłam pokoju i dogoniłam Winchestera. Szłam
w odległości około pięćdziesięciu metrów od chłopaka, aby nie był w stanie mnie
zauważyć. Minął parking i przeszedł wzdłuż motelu, kierując się do najbliższej
alejki. Zatrzymał się i rozejrzał, a w końcu dołączyła do niego niewysoka brunetka,
– choć mogła sprawiać na taką wrażenie, gdyż Sam był naprawdę wysokim facetem.
Znali się, ale ich rozmowa nie przypominała spotkania dwójki przyjaciół.
Chłopak coś jej tłumaczył, na co dziewczyna wzruszyła ramionami i wcisnęła
dłonie w kieszenie jeansowej kurtki. Wymienili jeszcze kilka zdań, ja zdążyłam
zrobić parę zdjęć. Kiedy widziałam, że Sam się zbiera, czym prędzej odwróciłam
się i ruszyłam w stronę parkingu.
-Dean już idzie –
rzuciłam, kiedy do mnie dołączył.
-Musiałem nas
wymeldować – skłamał, na co ja prychnęłam pod nosem i wsiadłam do swojego
samochodu. Adres skrytki wysłałam chłopakom w smsie, potem ruszyłam nie
czekając na nich. Deanowi w zasadzie już zaufałam, ale Sam... Znów nas oszukał.
Kim była tajemnicza brunetka? Dlaczego robił wszystko, abyśmy się o niej nie
dowiedzieli? Kłamstwo jest czymś, czego nie zniosę i trudno będzie mu zmienić
moje podejście w stosunku do niego. Jednak teraz młodszy Winchester był moim
najmniejszym zmartwieniem. Okazuje się, że w ogóle nie znałam swoich
rodziców...
Błądziliśmy,
jeżdżąc w kółko i próbując znaleźć adres...
Właściwie, adres znaleźliśmy od razu, ale sporo czasu zajęło nam
pojęcie, że skrytka w rozumieniu pastora, to nie była skrytka, a wynajęte przez
ojca pomieszczenie pod jednym z wieżowców.
-W końcu ktoś się
tu pojawił. Pan Ross od dawno nie przyjeżdża, już chcieliśmy sprzedać te
pomieszczenie, ale opłacone jest trzydzieści lat z góry – powiedział
właściciel.
Kto opłaca
wynajęte pomieszczenie na tak długi okres? Najwyraźniej miał ku temu powody,
pytanie tylko, jakie?
-Dziękuje – powiedziałam,
wciskając klucz w kłódkę.
-Jak się miewa
ojciec? – Rzucił.
Był ciekawy, czego
szukamy i dosłownie czekał aż otworzę drzwi.
-Rodzice nie żyją.
– Odparłam – Jeszcze raz dziękuje – Dodałam, akcentując ostatnie słowa.
Mężczyzna
zrozumiał, o co mi chodzi i odszedł niezadowolony. Pchnęłam drzwi, po czym
weszliśmy do środka. Na zakurzonej ścianie, dłonią odszukałam załącznik
światła. Blady blask żarówki oblał pomieszczenie. W powietrzu unosił się zapach
pleśni, który bynajmniej nie sprawiał, że miałam ochotę tu przebywać. Wodziłam
wzrokiem po pułkach i zastanawiałam się, czy na pewno chce grzebać w rzeczach
ojca. Bałam się tego, co mogę tu znaleźć i jakie rewolucje wywoła to w moim
wyobrażeniu świata, który zbudowali mi rodzice. Westchnęłam i nieśmiało
ruszyłam się do przodu. Wzięłam do ręki jakąś książkę o mechanice, przejrzałam
ją dokładnie i odłożyłam na bok. Zauważyłam regał, który znajdował się w
centralnym punkcie pomieszczenia, chciałam do niego podejść, ale uprzedził mnie
Sam, który zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się przed nim. Przejechał
palcem po surowym drewnie, potem wytarł dłoń w koszulę i znów się rozejrzał.
-Nawet nie wiem,
czego szukać – stwierdziłam.
-Ja chyba wiem –
wtrącił Dean.
Zerknęliśmy na
niego i zobaczyliśmy jak podnosi skrzynię, a potem odkłada ją na zardzewiały,
metalowy stolik. Kiedy ją otworzył, wyjął broń i naboje. Jego mina była wymowna
i choć nie musiałam zadawać tego pytania, co i tak to zrobiłam;
-To solne naboje?
– Wykrztusiłam zdumiona.
-Wygląda na to, że
sporo nie wiedziałaś o rodzicach. – Odpowiedział Sam, podchodząc do skrzynki.
-Już wiem, co miał
na myśli pastor – powiedziałam, ignorując słowa Winchestera.
-Ta, był chyba
spowiednikiem twojego ojca – zaśmiał się Dean, – ale wiemy też, skąd im do
głowy wpadł pomysł z paktem. Wiedzieli, co robią.
-To chyba jeszcze
gorsze – stwierdziłam.
-Tu jest wszystko,
od broni po medaliony – mówił Sam.
W oczy rzuciła mi
się półka, na której znalazłam książkę o mechanice. Było tam też sporo innych
pozycji, ale jakoś tak... Umknęło mi to. Wróciłam i przeszukałam wzrokiem raz
jeszcze półkę. Jedna z nich, w skórzanej oprawie i z dziwnym symbolem na
grzbiecie, aż prosiła się o przeczytanie. Anioły i demony. To o tym była
księga. Nieznany autor opisał w niej istnienie tych stworzeń. Opisał jak je
zabić. Opisał, w jaki sposób opętują ludzi... O demonach każdy łowca wiedział,
ale anioły są niczym bajki na dobranoc. Do tej pory nikt ich nie widział –
prócz mnie rzecz jasna, – więc nikt nie wierzył w ich istnienie. Mój ojciec
najwyraźniej miał bardziej otwarty umysł.
-Jest tego więcej.
Głównie o aniołach – odezwał się Dean.
Anioły. Czy to
może mieć jakiś związek z Zachariaszem i jego wielkim planem wobec mnie?
-Tam są ochronne
skrzynki – Sam odsunął jeden z regałów i pokazał nam niewielką część
pomieszczenia, która była oddzielona od reszty.
-Składniki do
zaklęć, do woreczków ochronnych – wyliczałam, przechodząc od półki do półki.
-Byli łowcami –
rzucił szatyn, zerkając na mnie.
-Ale jak ukrył to
przede mną? Byłam dzieckiem, ale sami wiecie, że to nie jest takie łatwe.
-Abaddon wybierał
dzieciaki, których rodzice byli łowcami. To dla łowcy zniewaga, na pewno nie
sądzili, że taką cenę przyjdzie im zapłacić – mówił Sam.
Docierało do mnie,
co mówi i nawet się z nim zgadzałam, ale nie zamierzałam tego okazać. Dopóki
sam nie zdecyduje być z nami szczery, niech nie liczy na moją przyjaźń.
-Abaddon wszystko
zaplanował. Od samego początku polował na konkretnych łowców i czekał, bądź sam
stwarzał ku temu powody, żeby przyjść i zaproponować pomoc – mruknęłam,
przeczesując włosy palcami.
-Pastor sporo
wiedział...
-Pojadę do niego,
ale sama – spojrzałam znacząco na Sama – wy wracajcie do Bobbyego, wrócę za
parę dni.
-Uważaj na siebie.
-Dzięki, Sam,
poradzę sobie – uśmiechnęłam się sztucznie, potem spojrzałam na Deana i tym
razem posłałam mu szczery uśmiech – Do zobaczenia.
Pastor mieszkał w
Oklahoma City. Ostatnio byłam u niego dwa lata temu. Był wtedy miłym, nieco
zbzikowanym, starszym panem. Przypuszczałam, że obiecał ojcu utrzymanie
tajemnicy, dlatego nie powiedział mi od razu o... Wyuczonym zawodzie moich
rodziców. Wewnętrzne odczuwałam niepokój. Obawiałam się czegoś, czego nie
potrafiłam określić żadnymi słowami. Miałam złe przeczucia.
Korzystając z
chwili samotności postanowiłam wezwać Castiela. Jeśli ktoś ma mi wyjaśnić, co z
aniołami miał wspólnego mój ojciec, to tylko on.
-Cass? Castielu,
proszę cię...
-Jestem –
spojrzałam na niego kątem oka i skręciłam w kolejną alejkę.
-Mój ojciec był
łowcą, tak? Interesował się pierzastymi, więc jestem pewna, że coś wiesz na ten
temat – powiedziałam.
-Nie mogę mówić za
wiele – zdradził.
-Ale jednak coś
wiesz. – Podchwyciłam, – Dlaczego Abaddon wybrał właśnie ich? Dlaczego wybierał
łowców, sprawiało mu to przyjemność?
-Wybrał ich, nie
dlatego, że byli łowcami. Wybrał ich, bo byli najlepsi... Bo tworzyli swoistą
organizację. Po za tym wśród nich byli zarówno łowcy, jak i media, a także
wiele innych, utalentowanych osób. Zaś twój ojciec... - Urwał, uświadamiając sobie, że za dużo
zdradził.
-Mój ojciec, co? –
Naciskałam.
-Był poniekąd ich
przywódcą. To coś, zostało mu jeszcze z dawnego życia. – Powiedział,
spoglądając na mnie znacząco - Był inny od pozostałych członków Kręgu. Dlatego,
Abaddonowi tak bardzo na tobie zależało. - Odparł, wbijając wzrok w lśniącą
jezdnie.
Mówił ściszonym
głosem, jak gdyby bał się, że ktoś nas usłyszy. To w zasadzie było uzasadnione,
anielskie radio grało dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Kimś wyjątkowym?
Możesz mówić jaśniej? – Ponagliłam go.
-Aniołem, był
naszym... Generałem – jego głos był tak cichy, że miałam wrażenie jakby w ogóle
nie ruszał ustami.
-Ty sobie teraz
żartujesz prawda? – Wykrztusiłam, zjeżdżając na pobocze.
-Niestety –
Spojrzał na mnie ukradkiem, ale dostrzegając mój wzrok, szybko odwrócił głowę -
Musimy wiedzieć, co Abaddon zamierzał, dlaczego wybrał tamte dzieciaki i jakie
miał plany wobec ciebie.
-Najpierw
powiedzcie, jakie wy macie plany – zażądałam. – Jakim cudem anioł spłodził
dziecko!?
-To się rzadko
zdarza, ale jednak. Uciekł na ziemie i został banitą, bo nie chciał wykonać
rozkazu, a Zachariasz przejął stery i teraz to on nami dowodzi. Plany, które
snuje zachowuje dla siebie, my mamy wykonywać rozkazy.
-Jesteście
beznadziejnymi marionetkami – warknęłam – nie mam zamiaru bawić się w tą durną
grę!
-Już za późno –
odezwał się. – Abaddon chce zemsty i będzie cie szukał.
-Zanim on znajdzie
mnie, ja go zabije – wycedziłam.
Ruszyłam z piskiem
opon. Odpychałam od siebie wszystko to, co Castiel przed momentem mi
powiedział. Anioł zniknął chwile później i miał gdzieś, że właśnie doznałam
szoku, a to nie wpływa korzystnie na prowadzenie samochodu. Spodziewałabym się
wszystkiego, ale coś takiego? Przecież to kpina! Jestem pieprzonym pionkiem w
grze między aniołami a demonami, oboje mnie pragną, a ja za cholerę nie wiem,
dlaczego!
Zaparkowałam przed
plebanią, która sąsiadowała z kościołem. Przywitały mnie posągi aniołów, które
spoglądały na mnie ponurym wzrokiem. Nigdy nie przepadałam za tymi figurkami,
były jak kiepski żart, rzucony w najmniej odpowiednim momencie. Nie wierzyłam w
skrzydlatych tak samo, jak nie wierze w przeznaczenie... Choć jeśli o to
pierwsze chodzi, to bardzo się myliłam. Kolorowe witraże w okiennicach były
piękne i dodawały charakteru staremu siedemnastowiecznemu kościołowi
zbudowanemu w całości z pali. Kamienista ścieżka rozgałęziała się, prowadząc do
kościoła, a także na plebanie, gdzie po dłuższej chwili ruszyłam.
Drzwi były
uchylone, więc pchnęłam je nieznacznie, po czym weszłam. Rozejrzałam się,
próbując przypomnieć sobie, jak to miejsce wyglądało dwa lata temu. Mój wzrok
padł na krzyż, który oszpecony był szkarłatną cieczą. Ściągnęłam brwi,
automatycznie sięgając po broń. Stawiałam kroki powoli, próbując zarejestrować
każdy szczegół. Niewielkie plamy krwi zdawały się być coraz to większe.
Instynkt podpowiadał mi, że nie powinnam tracić czujności. Gabinet znajdował
się na końcu korytarza. Próbowałam wejść, ale coś blokowało drzwi. Pchnęłam
mocniej i w końcu udało mi się przecisnąć.... Pastor leżał na podłodze z
podciętym gardłem. Jego głowa trzymała się jedynie na mięśniach. Zakryłam usta
dłonią i odwróciłam się, wtedy dostrzegłam napis na białej ścianie, nakreślony
krwią „Nie przechytrzysz mnie,
Genevieve!”.
Wiedział, że prędzej
czy później postanowię tu przyjechać. Uprzedził mnie, ale skąd wiedział, że
akurat teraz jest ten moment? A Może to Sam? Może ma więcej sekretów niż
sądziłam?
Owinęłam rękę
rękawem i sięgnęłam po telefon, który leżał na ziemi. Wykręciłam numer policji
i zgłosiłam morderstwo, potem wybiegłam – wiedziałam, że policja zjawi się w
kilka minut, w końcu takie morderstwa zdarzają się rzadko. Rozejrzałam się
nerwowo, nikt mnie nie dostrzegł. Wsiadłam do wozu i ruszyłam. Abaddon znów
pokazał, że powinnam się go obawiać. Czego on chciał?
Długo myślałam nad
tym, dlaczego pastor musiał zginąć. Czyżby za dużo wiedział i demon przeraził
się, że poznam zbyt wiele interesujących szczegółów? Co wyciągnął z duchownego?
Jak wiele o mnie wie? Zdaje sobie sprawę, że współpracuje z Winchesterami? Ta dwójka
jest znana demonom. Alaistar i Azazel nieźle od nich oberwali, dlatego
większość czarnookich marzy o zabiciu ich, choć żadnemu to się nie udało i
zapewne nie uda.
Wróciłam do
Singera. Jak zwykle przywitał mnie pies, jedyna istota, która tak pozytywnie
kojarzy mi się z życiem. Był beztroski, ale do reszty oddany swojemu panu. Przeczesałam
włosy palcami i weszłam na ganek. Usłyszałam odgłos klepania blachy. Wychyliłam
się i dostrzegłam Deana, który w warsztacie próbuje coś zreperować w Impali.
Podeszłam do niego i wcisnęłam dłonie w kieszenie kurtki.
-Może wymień ją na
lepszy model? – Rzuciłam, wtedy na mnie spojrzał i jednocześnie spiorunował
mnie wzrokiem.
-Złapaliśmy gumę
na tym zadupiu. – Odparł, poczym dodał wycierając ręce w ścierkę - Co tak szybko?
-Niestety ktoś
mnie ubiegł – przygryzłam dolną wargę, – Abaddon był przede mną. Zabił pastora.
-Znalazłaś tam
coś?
-Nie było sensu. Demony
na pewno wszystko oczyściły... Chociaż nie, dowiedziałam się czegoś ciekawego.
Rodzice tych wszystkich nastolatków nie byli takimi zwykłymi łowcami. Tworzyli
organizację, nazywali się Kręgiem, a niektórzy z nich byli mediami,
prawdopodobnie jakaś wiedźma też się tam znalazła.
-Krąg? Dość to
tandetne, ale i tak musimy się dowiedzieć czegoś więcej o nich – podsumował
słusznie.
-Cholera, czego
oni chcą? Nie może chodzić tylko o mnie. Tu musi być cel, do którego Abaddon dąży.
Nie chce żebym się o tym dowiedziała... W końcu gdyby chciał mnie zabić,
zrobiłby to już dawno, miał wiele okazji – westchnęłam ciężko.
Wolałam powinąć
drobnostkę o moim anielskim pochodzeniu... Zresztą wątpię, że Winchester mógłby
mi uwierzyć. Dean nie był wierzący, i to widać po nim na kilometr. Jednak jakby
się tak nad tym zastanowić, to anioły nie są tak dziwnymi istotami. Po za tym,
jeśli „złe” dusze wędrują do piekła, to, dokąd idą te dobre?
-Pewnie tak.
Zawsze wie, gdzie się pojawiasz...
-Może to ta
przyjaciółeczka twojego braciszka? – Mruknęłam, co w zasadzie nie było zbyt
rozsądne.
-Co? – Ściągnął
brwi, a na jego czole pojawiła się lwia zmarszczka.
-Nie mów, że nie
wiesz. Kłóciłeś się z nim, o nią. Sam nas okłamuje, a wczoraj widziałam jak się
z nią spotkał – odparłam, opierając się o bok samochodu.
-Jak wyglądała? –
Warknął, choć nie było to skierowane do mnie, był raczej wściekły na niego.
-Niska brunetka –
wyjęłam komórkę i pokazałam mu zdjęcia.
-Ruby – wycedził
przez zaciśnięte zęby.- Zabije sukę.
Jak oparzony
wyparował z warsztatu, kierując się do domu Singera. Zdziwiona zamrugałam kilku
krotnie, zastanawiając się jednocześnie, co się właściwie przed momentem stało.
Nie mogłam tak sterczeć i gapić się w pustą przestrzeń, więc zerwałam się z
miejsca i po chwili wpadłam do salonu, akurat w momencie, gdy Dean serwuje
bratu siarczyste uderzenie w twarz. Musiałam nieświadomie otworzyć usta, a moje
oczy powiększyły się do rozmiarów spodków. Nie miałam pojęcia, co jest grane,
ale starszy Winchester najwyraźniej nie przepadał za tą całą Ruby. Sammy był
tak samo, a może nawet bardziej, zdziwiony jak ja. Jedynie Bobby stał w progu z
dłońmi skrzyżowanymi na klatce piersiowej, jakby przypuszczał, że w końcu do
tego dojdzie.
-Nie pieprz, że to
nie tak! Spotykasz się z tą szmatą! To ona donosi Abaddonowi o nas!
-O, czym ty
mówisz, Dean? – Sam otarł krew z warg.
-Gen was wczoraj
widziała! Ciebie i Ruby, jak mi to wyjaśnisz? Co, że demonica się nawraca? –
Zakpił, a mnie zmroziło.
-Ty spiknąłeś się
z demonem? – Wykrztusiłam, – Jakim więc prawem możecie mnie oceniać!?
-To nie tak, Gen –
Sam uniósł ręce w obronnym geście – Ona chce nam tylko pomóc.
-Czy ty wiesz, co
mówisz!? Demony niczego nie robią bezinteresownie! Co ci obiecała? Jakie kity
ci nawciskała!? – Wrzeszczałam.
Myślałam, że go
rozszarpie. Do tej pory uważałam, go za rozsądnego faceta, choć faktycznie
zaczynałam mieć podejrzenia, że coś jest z nim nie tak. Jednak to?! To jest
przegięcie!
-Uspokójcie się
wszyscy. – Przerwał nam Bobby. – Nie popieram jego dziwnych ciągotek, ale jak
już ta cała Ruby kręci się przy nas, może tym razem to my ją wykorzystamy? Może
spróbujemy z niej wyciągnąć, co wie o Abaddonie?
-Ja to mogę jej,
co najwyżej łeb odrąbać – warknął Dean.
-Nic nie mówiłem,
bo wiedziałem, że tak zareagujesz – zaczął się bronić brunet.
-A jak mam
reagować? Przez nią smażyłem się w piekle, to przez nią się złamałem!
-Próbowała ci
pomóc – wciąż gadał o jej „dobrych chęciach”, a mi robiło się aż niedobrze.
-Od początku
wiedziała, że Lilith nie przerwie paktu – Dean zazgrzytał zębami i odwrócił się
na pięcie.
-Ale się starała...
-Nie chrzań, Sam! Wiedziała,
że wyląduje w piekle!
-Jeśli jest taka
wspaniałomyślna... dobrze, niech nam pomoże. – Powiedziałam chłodno.
-W, jaki sposób? –
Brunet ściągnął brwi i przyjrzał mi się uważnie.
-Ma dowiedzieć się
wszystkiego. Chce wiedzieć, co planuje Abaddon i niech nie próbuje żadnych
numerów! Ja nie mam żadnych zobowiązań wobec niej i jeśli tylko spróbuje coś
wywinąć....
-Postaram się z
nią pogadać.
Nic więcej nie
powiedziałam. Podobnie jak Dean, wyszłam na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Oboje staliśmy na ganku gapiąc się, jak Rumsfeld gania muchę. Ten widok nieco
mnie uspokoił, jednak wewnątrz wciąż wszystko we mnie wrzało. Nie rozumiałam
jak Sam mógł być takim idiotą! Jak oboje mogli być! Z jednej strony nie chcieli
mi zaufać, ale nie przeszkadzała im współpraca z demonicą! Jednego byłam
absolutnie pewna, po tym dniu, jak najbardziej kwalifikuje się do zakładu
zamkniętego.
~*~
Za tydzień
wyjeżdżam na wieś, ale spokojnie rozdział pojawi się planowo za dwa tygodnie...
no chyba, że plany się zmieniła i będę tam dwa tygodnie ;)